Podsumowanie czerwca 2021, nie tylko na blogu

Pogoda w czerwcu dopisywała, trudno się zatem dziwić, że kiedy tylko mogliśmy spędzaliśmy czas poza domem, na świeżym powietrzu 🙂 Był to dla nas również miesiąc dwóch ważnych sukcesów – pożegnania z pieluchą i pierwszej wizyty u fryzjera 😀

W czerwcu 2021 opublikowałam 8 wpisów, z których cztery najchętniej czytane to:

Zestawienie 5 najchętniej czytanych wpisów z kategorii Co czytamy od stycznia tego roku przedstawia się następująco:

Jak już wspomniałam w poprzednim podsumowaniu, pod koniec maja problemy Młodego ze wstrzymywaniem wypróżniania zaprowadziły nas na konsultację do psychologa dziecięcego. Nasza metoda z systemem nagradzania za kupkę zyskała aprobatę, ale została nieco zmodyfikowana. Po pierwsze, odstawić całkowicie pieluchę, przejść na majtki i nagradzać za kupkę do toalety. Po drugie, nagroda ma być odroczona w czasie, a jednocześnie konkretna i namacalna. Jak to zostało zrealizowane u nas, pozwolę sobie napisać w osobnym wpisie poświęconym odpieluchowaniu właśnie. Zdradzę jedynie, że u nas ta metoda się sprawdziła doskonale, co oczywiście nie oznacza, że zadziała i u Was. W końcu każde dziecko jest inne, niemniej jednak warto próbować różnych sposobów. Tym samym za dnia nie korzystamy z pieluch już wcale, zostały nam tylko na noc, ale to bardziej z tej przyczyny, że mamy jeszcze zapas, a nie z faktycznej potrzeby, ponieważ Młody bardzo ładnie budzi się w nocy na siusiu 😉 A poniżej sesja z pierwszej zrealizowanej nagrody 😉 Czyli wizyta w parku trampolin Saltos 😉

W końcu byliśmy też w lesie 🙂 Kilkukrotnie bowiem odwiedziliśmy łódzki Arturówek, położony w obrębie malowniczego Lasu Łagiewnickiego.

Młody mógł sobie dokładnie zobaczyć, jak wygląda ścięte drzewo (no i oczywiście go dotknąć 😉 ), wypatrywać ptaków przy pomocy swojej lornetki oraz – uwaga – szkła powiększającego 😉 , które wykorzystywał także do dokładniejszej obserwacji owadów. Kiedy już jakieś udało mu się dostrzec 😀 Ostatecznie uznał, że przy pomocy szkła lepiej ogląda się owady niż ptaki 🙂 Nie sposób się z tym nie zgodzić 😉

Spacerując po lesie nie mogliśmy nie zawitać na plażę, Młody by nam tego nie darował 🙂 Grzebanie w piachu i kopanie dołka zajęło go na długi czas. Zresztą kopanie to, jak stwierdził ostatnio, jego nowe hobby 😉

Bardzo mu się spodobał tamtejszy plac zabaw, który szczerze polecam. Nie jest to plac zabaw na trawie, ani – co jeszcze gorsze – na piasku (nie cierpię takich, pomijając piach w każdym zakamarku odzieży, zazwyczaj jest na takich potwornie brudno), tylko na specjalnej antypoślizgowej nawierzchni. Jest więc relatywnie czysty, a przy tym bezpieczny dla użytkowników. Do tego plac zabaw jest bardzo dobrze wyposażony, przestronny i dzieciaki mogą tam spędzić naprawdę dużo czasu nie nudząc się przy tym. W pobliżu jest jeszcze wodny plac zabaw, ale w czasie naszych wizyt był jeszcze nieczynny, miał być otwarty dopiero pod koniec czerwca 🙂

Dżordż stał się również entuzjastą parków linowych, choć trzeba go czasami motywować, by szedł dalej, kiedy nagle stwierdzi, że jest “tludno” 😉 Na szczęście zdarza się to niezwykle rzadko 😉 najbardziej nas cieszy, że chce próbować. I bardzo chętnie się wspina.

Z jakiegoś powodu natomiast (chyba w związku z pewnym incydentem, kiedy dość niefortunnie wylądował na ziemi) boi się jednak większych zjeżdżalni. Nie naciskamy, zachęcamy, czekamy aż sam zmieni zdanie i będzie chciał spróbować.

Przy okazji polecamy park linowy w Arturówku, mają bardzo fajną trasę dla najmłodszych 🙂 Dla tych nieco i tych zdecydowanie starszych również 🙂

W Arturówku Młody zaznajomił się również z konstrukcją określaną zazwyczaj jako dmuchańce 😀 Przy pierwszym kontakcie był zachwycony, przy drugim stwierdził natomiast, że w sumie on nie bardzo wie, co ma tu w zasadzie robić i się nudzi. Miłość, jak widać, trwała krótko 😉 Jest to pewien pozytyw z punktu widzenia stanu naszego konta bankowego 😉

Tradycyjnie byliśmy w ZOO (miesiąc bez wizyty w ogrodzie zoologicznym zdaje się być dla mojego syna miesiącem straconym), odwiedziliśmy też łódzką Falę, gdzie dzięki dmuchanemu kółku Dżordż pływał sam (w zasadzie ostatnio wszystko najchętniej robiłby sam 😉 ) i najchętniej siedziałby w wodzie cały dzień na zmianę pływając i siedząc w jacuzzi. Mniejsze zainteresowanie wzbudzały natomiast wszelkie baseny dedykowane dzieciakom.

Odwiedziliśmy także Zajezdnię Muzealną Brus, w której Młodemu – delikatnie mówiąc – bardzo się podobało. Nam, czyli rodzicom, zresztą też 🙂 Zajezdnia, położona przy ulicy Konstantynowskiej 115, jest jedną z najciekawszych łódzkich atrakcji dla dzieciaków dostępną w sezonie letnim. Żal tylko, że otwarta jest zazwyczaj raz w miesiącu, bo fajnie byłoby móc odwiedzać ją częściej 😉

W końcu Młody mógł spokojnie, po dziecięcemu, obcować z eksponatami. Czyli wejść do pojazdów, usiąść w fotelu kierowcy lub motorniczego, pokręcić kierownicą, wciskać guziki. Był to ogromny kontrast w porównaniu z (bardzo ciekawym) skansenem zlokalizowanym przy Centralnym Muzeum Włókiennictwa, w którym (być może ze względu na obecność dziecka) czuliśmy się jak intruzi lub złodzieje, zawsze pod czujnym okiem pracownika. Wiecie, ja naprawdę rozumiem, że wszystkiego dotykać nie wolno, bo eksponaty się niszczą, ale w kilku różnych muzeach na świecie byłam i tam wygląda to zupełnie inaczej. Kilka eksponatów do dokładniejszego obejrzenia chyba nie byłoby niczym nadzwyczajnie trudnym do zorganizowania, a dla najmłodszych zwiedzających stanowiłoby nie lada atrakcję. Jeśli wpuszcza się ludzi do kompletnie urządzonych, w pełni wyposażonych domów, chyba największą frajdą jest dla zwiedzających zajrzenie do starej szafy, sprawdzenie, czy łóżko z lat 50-tych było wygodne, co dokładnie jest napisane na dokumencie leżącym na stole, czy też jak ciężkie było stare żelazko. O ile oczywiście domyślą się, że to żelazko. Bo gdyby nie fakt, że ja akurat pamiętam jak wyglądało żelazko, tarka do prania czy chlebak mojej babci, to z wizyty w skansenie bym się tego niestety nie dowiedziała. Eksponaty nie są bowiem opisane i zastosowanie wielu przedmiotów dla młodszych pokoleń będzie zatem zapewne zagadkowe. Podobnie dla turystów zagranicznych. Chyba, że o wszystko będą pytać obsługę, w co mocno wątpię. Natomiast zwracanie małemu dziecku uwagi, by nie dotykał łyżek do herbaty, suchego makaronu leżącego na stolnicy, talii kart albo nieoddzielonych żadnym zabezpieczeniem zabawek leżących jest raczej mało dla niego zachęcające i nie nastawia optymistycznie do kolejnych wizyt w podobnych przybytkach. Muzea w naszym kraju jednak nie są niestety pomyślane w taki sposób, by i dzieci mogły z nich korzystać. Smutne to. Choć są oczywiście wyjątki.

To tytułem dygresji. Wracając do stacji Brus, jej największą atrakcję stanowi oczywiście ekspozycja, dzięki której możemy poznać historię komunikacji miejskiej w Łodzi. Dla najmłodszych najciekawsze będą z pewnością eksponaty zewnętrzne, czyli 21 wagonów tramwajowych oraz kilka autobusów (m.in. Ikarusy), do których można wsiąść i pobawić się przez chwile w kierowcę lub pasażera 🙂

W czerwcu Młody ostatecznie pożegnał się też ze swoimi autkami – jeździkami. Pożegnanie było dość krwawe, gnał bowiem tak szybko, że aż zaplątał się o własne nogi i w wyniku upadku przegryzł sobie wargę. Po 5 minutach doprowadzania do w miarę przyzwoitego wyglądu (tj. kiedy przestał przypominać Nosferatu tuż po zjedzeniu obiadu 😀 ) jechał dalej, choć tym razem pilnował już dozwolonej szybkości. Autka oddaliśmy do naszego “byłego” żłobka, gdzie z pewnością zyskają drugie życie. Dżordż bardzo to przeżywa (jak zresztą świadome pożegnania ze wszystkimi swoimi rzeczami), ale powoli staramy się go uczyć, że należy się niepotrzebnych przedmiotów pozbywać, a jeśli ich stan na to pozwala – przekazywać je innym, którym mogą się przydać. W końcu, jak długo można dziecku mówić, że coś się popsuło, kiedy malca akurat nie było w domu i mamusia lub tatuś robili porządki? 😉

Młody coraz lepiej radzi sobie z hulajnogą, a na rowerku śmiga aż miło 😉 Ja natomaist staram się, w miarę dość mocnych ograniczeń czasowych, ćwiczyć na wrotkach. Takie ćwiczenia pozwlają mi po raz kolejny zauważyć, jak mało jest w moim mieście powierzchni płaskich na których tak początkujący ludzik jak ja może ćwiczyć. Chodniki są niestety niesamowicie nierówne, z różnych powodów. Boiska często w nie najlepszym stanie.

Ponownie uczestniczyliśmy też w warsztatach 3, 4, 5 W MUZEUM SIĘ WKRĘĆ! – organizowanych przez Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, w których Młody bardzo chętnie bierze udział i stał się niebywale aktywny 🙂 Widać, że takie spotkania dużo mu dają i nabiera śmiałości, pomijając już fakt, że rozwija się pod względem manualnym.

Kolejnym zrealizowanym planem na czerwiec była pierwsza wizyta Dżordża u fryzjera, która zakończyła się ogromnym sukcesem 😀 Jak widać bajki z tabletu i fotel w kształcie samochodu potrafią czynić cuda, przynajmniej w naszym przypadku 😉

W czerwcu zaczęliśmy również spotkania z logopedą. Podczas rutynowej wizyty u dentysty okazało się, że Młody ma tyłozgryz, dodatkowo doszła jeszcze międzyzębowość (czyli wkładanie języka miedzy zęby w trakcie mówienia) oraz najpewniej zbyt krótkie wędzidełko (którego wcześniej nie zauważyliśmy, bo z ssaniem nie było najmniejszych problemów; widoczny stał się jednak, gdy okazało się, że nie bardzo może podnieść język do góry). Czeka nas zatem sporo pracy i ćwiczeń (Pierworodny, jak się domyślacie, nie pała do nich zapałem, choć bardzo panią logopedę polubił) oraz najpewniej podcięcie wędzidełka.

Kolejnym zrealizowanym planem było powiększenie naszego balkonowego ogródka. Najbardziej urosły rzodkiewki, które nawet (niestety) zakwitły, marchewki, groszek pnący i powój, który, jak możecie zauważyć, nawet już kwitnie.

A Młody tymczasem zasiał nasionka ze swojego zestawu, jaki otrzymał na Dzień Dziecka od swojej matki chrzestnej (Foggy Garden. Pineapple Cottage). Na opakowaniu gwarantują, że nasionka wyrosną i mieli rację – rosną jak na drożdżach 😉 Muszę natomiast tłumić nieco jego zapał, jeśli chodzi o podlewanie 😀 Jeśli lalibyśmy tyle wody, ile chce Dżordż najbardziej odpowiednią roślinnością byłyby pałki wodne 😀

Co do zabaw, w czerwcu najchętniej bawił się pojazdami, kuchnią, różnymi figurkami i pluszakami, lornetką, lupą do obserwacji owadów, no i oczywiście w piaskownicy. Chętnie sięgaliśmy też po sprezentowane z okazji Dnia Dziecka gry: Crazy Sticks, Potwory do szafy oraz Ratuj Króliczki 🙂

Czytaliśmy w minionym miesiącu bardzo dużo, a do najczęściej wybieranych książek należały Pepe idzie do fryzjera (kiedyś w ogóle go nie interesowała, teraz to hit 😉 ), klasyczna Kaczka dziwaczka, Emomisie Agaty Matraś (rewelacyjna książka, u nas stała się prawdziwym hitem czytanym non stop), Pory Roku. Dotknij, przesuń, potrząśnij, Moje pierwsze 100 słow. Świat (której towarzyszą filmiki z YT, będące uzupełnienie danego obrazka, np. taniec chińskiego smoka, balet, gra na dudach, zawody karate ;-D ), Rok w przedszkolu oraz Rok na zamku.

W czerwcu z mężem zaczęliśmy przygodę z Lokim (rewelacja), a ja dodatkowo relaksowałam się przy odcinkach seriali Agatha Christie’s Poirot oraz Agatha Christie’s Miss Marple dostępnych na YouTube 😀 Na więcej nie pozwalało nam Euro 2020 😉

Co do książek, przeczytałam Ostatnią arystokratkę Evžena Bočka. Jeśli ktoś lubi pokręcony, czeski humor, to jest to z pewnością powieść dla niego. Chyba skuszę się na kolejne tomy z serii ;-).

Konkretnych planów na lipiec na razie brak, tym razem popłyniemy raczej na fali spontaniczności 😉

A jak Wam minął czerwiec?

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *