Podsumowanie wakacji 2021, nie tylko na blogu

Wakacje powoli dobiegają końca, czas najwyższy zacząć myśleć o kolejnych 😀 A póki co podsumować te minione 😉 Tak bowiem jakoś wyszło, że nie pojawiło się na blogu podsumowanie lipca (ciągłe bycie w niedoczasie dało o sobie znać), dlatego zdecydowałam się skomasować lipiec i sierpień w jednym wpisie.

W lipcu i sierpniu 2021 opublikowałam 8 wpisów, z których 5 najchętniej czytane to:

Zestawienie 5 najchętniej czytanych wpisów z kategorii Podróże i miejsca przedstawia się następująco:

W lipcu odwiedziliśmy dwie sale zabaw: Ancymondo, o którym już wspominałam kilka wpisów temu…

…oraz bardziej kameralny Bajkowy Labirynt mieszczący się w łódzkiej Manufakturze.

A skoro już o Manu mowa, zawitaliśmy też do niewielkiego Centrum Nauki Experymentarium. I to nawet dwukrotnie, tak bardzo się Młodemu tam spodobało 🙂 W końcu miejsce dostoswane do dziecięcych pragnień – można dotykać, przyciskać i sprawdzać, co się wydarzy, kiedy coś się zrobi 🙂 Experymentarium, jak wspomniałam, jest co prawda małe, ale znajdziemy tam zaskakująco wiele eksponatów i dziecko raczej się tam nie będzie nudzić (przynajmniej przez około godzinę).

Korzystając z bajecznie wakacyjnej pogody w lipcu często spędzaliśmy z Młodym czas na świeżym powietrzu, goszcząc na różnych odkrytych placach zabaw – m.in. w Zoo, w Lunaparku na Zdrowiu (jeden z naszych ulubionych), w parku Stawy Jana (kolejna perełka, jeśli chodzi o tego typu konstrukcje), a także naszym osiedlowym. Młody mógł się fizycznie zmęczyć (ku naszej drobnej radości) i skanalizować drzemiący w nim potężny nadmiar energii 😀

Dżordż kontynuował również swoją chęć eksploracji łódzkich parków linowych. Bardzo przypadła mu do gustu Zoolandia w łódzkim ZOO, który przeszedł kilkukrotnie (fajne jest to, że dziecku może towarzyszyć opiekun), gorzej sytuacja wyglądała niestety w parku linowym mieszczącym się w parku Stawy Jana. Do jednego z etapów trasy musi jeszcze najwyraźniej trochę podrosnąć. Całe szczęście udało mi się jakoś go uspokoić po tym jak wpadł w histerię, kiedy nogi zapadały mu się w siatce… Niezbyt przyjemne doświadczenie, zwłaszcza kiedy jesteście z dzieckiem sami, bez drugiego opiekuna.

Obwoźny park dmuchańców, który w lipcu rozlokował się przed naszym blokiem odmienił nieco stosunek Młodego do tego typu instalacji 😀 Zależnie od rozmiaru konstrukcji, z niektórych bardzo chętnie korzysta, innych – głownie wyższych zjeżdżalni – nadal się boi. Być może łatwiej byłoby mu się przemóc, gdyby mógł zjeżdżać z którymś z rodziców, co jednak jest, z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, zabronione w większości miejsc. Jednak ta pewna zmiana w nastawieniu, jak i sam charakter miejsca – czyli możliwość zabawy rodziców z dziećmi – finalnie skutkowała naszymi wizytami we wrocławskim GoAir 🙂

Korzystając z weekendowej nieobecności taty, poszliśmy z Młodym na wypasione śniadanie tylko we dwoje 😉 A potem na gofry 😉 Takie wyjścia, czas tylko dla siebie, daje naprawdę wiele radości, można wtedy z maluchem naprawdę ciekawie porozmawiać 🙂 Zarówno dziecku, jak i rodzicowi. Polecam 🙂

We dwójkę wybraliśmy się również do ogrodu botanicznego, przede wszystkim z zamiarem przejścia labiryntu wykonanego z żywopłotu, co dało nam obojgu dużo frajdy 😀

W lipcu udaliśmy się także na piknik i zwiedzanie schronu Brus przy ulicy Konstantynowskiej, zorganizowany przy okazji urodzin Łodzi. Powiem tak, atrakcje jakieś tam co prawda były, ale bez szału. Jak dla nas trochę ubogo i wiało nudną, spędziliśmy tam pół godziny niezbyt się spiesząc, ale z obserwacji widać było, że obecnym tam raczej się podobało.

Tuż przed wyjazdem na urlop, po nieszczęsnym przejściu parku linowego w parku Stawy Jana, na otarcie łez zawitałam z Młodym na tamtejsze kąpielisko i plażę. Żal było dziecku odmawiać, ale syf na tej plaży ogromny, a i z wody przydałoby się trochę tego i owego usunąć, skoro się tam ludzie kąpią… Dlatego kontakt z wodą ograniczyłam do minimum, a z piasku co i rusz wyciągałam pety, kapsle itd…

Sierpień to już głównie okres naszych wakacyjnych wojaży 🙂 W tym roku ponownie zostaliśmy w Polsce, bardziej z tchórzostwa, niż rzeczywistego pragnienia spędzenia tutaj kolejnego urlopu. Zwyczajnie nie chcieliśmy Młodego narażać na jakieś nieprzewidziane pandemiczne okoliczności, które zmusiłyby nas np. do pozostania poza granicami kraju dłużej niż to było pierwotnie zaplanowane. I tak pierwszą część naszego trzytygodniowego wyjazdu spędziliśmy nad Bałtykiem (o czym mam nadzieję wkrótce napisać), bazę noclegową mając w Chłapowie. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy siedzieli cały czas w jednym miejscu, tak więc oczywiście często bywaliśmy w różnych mniej lub bardziej okolicznych miejscowościach. Kilkukrotnie w sąsiednim Władysławowie (którego fenomenu nie rozumiem…), dwukrotnie zawitaliśmy na Hel, urządziliśmy sobie spacer do Rozewia, wypad do Pucka, a najlepszą plażą okazała się ta w Juracie 😀 Muszę przyznać, że pobyt ten dostarczył mi tyle nadbałtyckich wrażeń, że wystarczy mi ich na jakieś dziesięć lat.

Druga część urlopu to z kolei nasz tygodniowy pobyt we Wrocławiu, o którym pisałam już TU. Nie będę ukrywać, ta część podobała mi się bardziej 😉 To naprawdę miasto niezwykle przyjazne dzieciom, z mnóstwem atrakcji dedykowanych właśnie im, w którym nie sposób się tam nudzić. To taka mała refleksja łódzkiego rodzica… Mamy nadzieję, że uda nam się wrócić do Wrocławia na przyszłoroczną majówkę.

Po powrocie dwukrotnie udało nam się jeszcze wziąć udział w warsztatach Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, 3, 4, 5 W MUZEUM SIĘ WKRĘĆ! Młody trochę się za nimi stęsknił podczas wyjazdów 😉

Wakacje okazały się być dla nas również końcem pewnej epoki – finalnie pożegnaliśmy pieluchę pod każdym względem 😀 Nie będę ukrywać, wreszcie 😀

Pierworodny cały czas chętnie tańczy i ma coraz lepsze poczucie rytmu. Trochę urozmaicił mu się repertuar, jego hitowymi piosenkami wakacyjnymi zostały bez wątpienia I’m easy w wykonaniu Faith No More oraz indyjski utwór, który możecie znaleźć TU. Ten ostatni to pokłosie naszego wspólnego studiowania książki Moje pierwsze 100 słow. Świat 😉

Co do zabaw, w wakacyjne miesiące najchętniej bawił się pojazdami, kuchnią, zabawkami do piasku (co jest raczej oczywiste mając na uwadze porę roku), wyklejankami plastelinowymi, farbami, kredkami, naklejkami, piłkami, zmazywalnymi kartami aktywizującymi…

…różnymi figurkami i pluszakami, gipsowym jajkiem z niespodzianką (zabawa w wykopaliska na całego 🙂 ).

Chętnie sięgaliśmy też po zagadki oraz gry: Potwory do szafy i Grę rozwijającą spostrzegawczość Babeczki 🙂

Czytaliśmy w minionym miesiącu bardzo dużo, a do najczęściej wybieranych książek należały (ponownie) Emomisie Agaty Matraś, nasza książkowa pamiątka z Wrocławia, czyli Samochodzik Franek. W muzeum. Dużym wzięciem cieszyły się Tola w przedszkolu, różne opowiadania o Kici Koci i Misi Marysi, nasze lipcowe nowości – O Wilku który podróżował po świecie oraz O wilku, który chciał zostać suerbohaterem, Chłopiec, balonik i miś. Kubuś i Przyjaciele. Krzysiu, gdzie jesteś? autorstwa Brittany Rubiano, Kapitan Sharky i tajemnicza wyspa skarbów Jutty Langreuter i Silvia Neuendorfa (te dwie ostatnie pozycje kupione na kiermaszu książek nad morzem), Disney. Opowieści z dreszczykiem (tutaj ostatnio na tapecie jest głownie opowiadanie o Pięknej i Bestii; zresztą Młodego zafascynował film Disney’a, który w wyniku tego zauroczenia opowiadaniem wspólnie obejrzeliśmy), a także Rok na zamku, Dobranoc, Trefliki na noc i encyklopedia dinozaurów (zresztą dinozaury to u nas ostatnio temat bardzo popularny).

W trakcie wakacji wraz z mężem skończyliśmy Lokiego (niby wszystko ok, ale z jakiegoś powodu czułam niedosyt), obejrzeliśmy pierwszy sezon Rojsta (wreszcie 😉 ) i zaczęliśmy drugi, zobaczyliśmy też najnowszy odcinek The Grand Tour pt. Lochdown (jak zawsze polecam 😉 ). Ponownie wciągnęłam się w Downton Abbey, które od sierpnia dostępne jest na Netflixie 😉 Zaczęłam też przygodę z Clarkson’s Farm, zapewne z powodu mojej raczej trudnej do zrozumienia sympatii do prowadzącego. A poza tym naprawdę dobrze się to ogląda 😀

Co do książek, przeczytałam Londyn 1967 Piotra Szaroty (niesamowicie wciągająca, jeśli fascynuje Was Londyn, popkultura i kultura brytyjska) i Siedem śmierci Evelyn Hardcastle Stuarta Turtona (cały czas się zastanawiam, czy bardziej podobała mi się ta książka, czy może jednak Demon i mroczna toń…).

Plany na wrzesień? Ogarnięcie kwestii adaptacji przedszkolnej i podcięcia wędzidełka (niestety, okazało się to nieuniknione) oraz wyprawa do kina na Psi Patrol 😉

A jak Wam minęły wakacje?

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *