W podróży z maluchem #8 Wrocław w tydzień

Dzisiaj będzie pierwszy z kilku zaplanowanych wpisów powakacyjnych 😉 W tym wpisie opowiem Wam o tygodniu we Wrocławiu, w którym spędziliśmy drugą część naszego wyjazdu (od 14 do 21 sierpnia) i który stanowił miłą odskocznię od polskiego morza (w wydaniu Władysławowo i okolice) 😉 A zatem, gdzie się zatrzymać, gdzie jeść i co warto tu zobaczyć, a co można sobie darować, spędzając z małym dzieckiem zaledwie tydzień we Wrocławiu?

Od razu pragnę zastrzec, że tydzień na Wrocław to zdecydowanie za mało. Nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, co chcieliśmy i odwiedzić wszystkich miejsc, które byśmy chcieli 😉 Dlatego najpewniej na majówkę znów odwiedzimy stolicę Dolnego Śląska 🙂

Gdzie spaliśmy

Spaliśmy w świetnie zlokalizowanym apartamencie Apartament24 Dąbrowskiego/Absyntapart przy Dąbrowskiego 40. Przykładowe zdjęcia możecie zobaczyć TU, wygląd naszego apartamentu specjalnie się od prezentowanych nie różnił (za wyjątkiem koloru sofy, poduszek i faktu, że obie sypialnie mieliśmy na antresoli). Do dworca kolejowego Wrocław Główny mamy ok. 700 metrów, w pobliżu którego mamy zarówno przystanki tramwajowe jak i autobusowe, miejscówka jest zatem świetnie skomunikowana. Stosunkowo blisko jest też np. do Rynku (ok. 1,3 km), czy też Panoramy Racławickiej (1,1 km).

Mieszkanie jest duże (70 m²), dwupoziomowe, z dwiema sypialniami i (w naszym przypadku) dwiema łazienkami, posiada również balkon. Na brak miejsca narzekać nie można, ale nieco gorzej sprawa ma się z umeblowaniem i wyposażeniem. W naszym przypadku dostaliśmy lokal z tylko jedną szafą. Mając na uwadze, że teoretycznie może tu spać nawet 6 osób, trochę mało, chyba, że zostajecie na 2-3 noce. W szafie zresztą schowano mopa, wiadro, deskę do prasowania i żelazko… Nie było za to odkurzacza, być może można go wypożyczyć, podobnie jak suszarkę na pranie (z tej ostatnie opcji skorzystaliśmy). Z niedoborem szafek i półek na ubranie poradziłam sobie anektując szafki kuchenne, z których w większości wieje pustką. W tym przypadku było to na plus 😉 Do dyspozycji mamy pralkę i zmywarkę, kapsułki można dokupić w recepcji. Trochę brakowało mi mikrofalówki, zwłaszcza mając na uwadze ubogie wyposażenie kuchni. Jest płyta indukcyjna i piekarnik, ale nie bardzo jest w czym i czym gotować. W naszej kuchni znaleźliśmy czajnik elektryczny, jeden garnek, jeden rondelek i jedną patelnię, tak zużytą, że przywierało do niej wszystko. Brak też przyborów typu łyżki do gotowania, łopatki, chochle, cedzaki etc. Jest za to kilka talerzy płaskich i głębokich, kubki, kieliszki. To wszystko. Jest natomiast telewizor z płaskim ekranem, niestety dostępna oferta jest uboga, o ile kogoś to interesuje oraz bezpłatne WiFi (niekiedy szwankujące 😉 ). Pościel i ręczniki dostępne w cenie. Goście mają do dyspozycji płatny parking. Na plus – mieszanie czyste i zadbane. Minus – wentylacja, strasznie duszno.

Gdzie jedliśmy

Generalnie gotowaliśmy we własnym zakresie lub korzystaliśmy z gastronomicznych zasobów odwiedzanych miejsc 🙂 Może w maju bardziej skupimy się na gastronomii 😉

Gdzie byliśmy i co zwiedziliśmy

Stary Rynek i okolice

Może to i sztampowe, ale i tak nie wyobrażam sobie wizyty we Wrocławiu bez spaceru po Starym Rynku, Placu Solnym i okolicach 🙂 Zwłaszcza kiedy pogoda dopisuje, słonko świeci i temperatura przyjemna 😉 Nawet, gdy ludzi z podobnym pomysłem na spędzenie dnia jest całkiem sporo (na pewno więcej, niż by się mogło wydawać patrząc na zdjęcia 😉 ).

Spacery po mieście

Jeśli lubicie spacerować, tak jak my i zwiedzać miasta na pieszo (no dobra, ten fragment bardziej tyczy się mnie, niż Pana Męża 😉 ), Wrocław ma tu wiele do zaoferowania. Zdecydowanie więcej, niż udało nam się zobaczyć w trakcie naszego pobytu. Po cichu liczę, że podczas kolejnej wizyty zobaczymy więcej 😉 Choć chodniki czasami tej formie zwiedzania nie sprzyjają 😀

Muzeum Narodowe

Jest to jedno z głównych muzeów Wrocławia, mieszczące się przy pl. Powstańców Warszawy 5. Zbiory muzeum obejmują głownie malarstwo i rzeźbę, szczególnie mocno reprezentowana jest tutaj sztuka śląskich artystów (naszym zdaniem to zresztą najciekawsza część zbiorów 😉 ). Składa się z gmachu głównego i trzech oddziałów (tj. Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu, Panoramy Racławickiej i Pawilonu Czterech Kopuł). Plusem jest to, że kupując bilet do Panoramy Racławickiej mamy możliwość bezpłatnego zwiedzania wystaw stałych Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Etnograficznego i Pawilonu Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej. Nie musimy się z tym spieszyć – bilet ważny jest przez 3 miesiące od daty zwiedzania Panoramy Racławickiej 😉

Już sam budynek muzeum zachwyca, a do tego prezentowana ekspozycja jest bogata i bardzo ciekawa 🙂 Żałuję, że nie udało nam się wszystkiego zobaczyć nawet pobieżnie (zwłaszcza wystawy Cudo-twórcy, poświęconej sztuce użytkowej i wzornictwu przemysłowemu), ale Młody po blisko dwóch godzinach był już bardzo zmęczony i nieco znudzony malarstwem 😉 Choć i tak muszę przyznać, że był niesamowicie grzeczny i bardzo dzielny 😉

Z ogromnym zainteresowaniem natomiast oglądał wystawę Śląska rzeźba kamienna XII–XVI w. Był nią absolutnie zafascynowany 🙂

Czy warto się wybrać z tak małym dzieckiem do muzeum, w którym w zasadzie niczego nie wolno dotykać? To oczywiście sprawa bardzo indywidualna, ale jeśli Wasze dziecko jest w stanie zachować względny spokój, uważam, że wprowadzać do świata sztuki i kultury warto od najmłodszych lat. W końcu czym skorupka za młodu…

PS. My co prawda odkryliśmy je dopiero po zakończonej wizycie, ale warto się w te dwie rewelacyjne publikacje Muzeum Narodowego we Wrocławiu zaopatrzyć przed zwiedzaniem go z dzieckiem. Z pewnością będzie wtedy miało z niego więcej frajdy i zapewne bardziej się zaangażuje 🙂 U nas pełnić będą rolę aktywizującej pamiątki 😉

Tutaj nabyliśmy także inną pamiątkę, która w bardzo przyjemny sposób wprowadza najmłodszych w świat muzeów i zwiedzania 🙂

Panorama Racławicka

Ku naszej radości udało nam się również dostać bilety na udostępnioną pod koniec lipca po modernizacji Panoramę Racławicką. Zarówno sam obraz, namalowany przez zespół malarzy pod kierunkiem Jana Styki i Wojciecha Kossaka, jak i sposób jego prezentacji, a także multimedialna prezentacja poświęcona przebiegowi bitwy wraz z makietą przestrzenną udostępnione dla zwiedzających w Małej Rotundzie robią na widzu wrażenie. Nawet tak małym widzu, jak Młody, którego obraz wyraźnie fascynował i wyraził chęć jego ponownego obejrzenia (cyt. Chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjść) ;-). Ale ponownie, wizyta z maluchem w tym przybytku to sprawa indywidualna. O ile wstęp do Małej Rotundy jest wolny i niczym nieograniczony, to już zwiedzanie samej Panoramy odbywa się w grupach ograniczonych do ok. 30 osób, wpuszczanych co pół godziny.

Hydropolis

To chyba nasze największe rozczarowanie jeśli chodzi o atrakcje Wrocławia. Miejsce z tak wielką ilością pozytywnych opinii i bardzo zachęcającym opisem, że wydawało się absolutnym must see. No cóż, okazało się miejscem, które należy pominąć o ile nie cierpicie na nadmiar wolnego czasu i środków na koncie. A zapowiadało się naprawdę świetnie…

Centrum Edukacji Ekologicznej Hydropolis zlokalizowane jest w zabytkowym, XIX-wiecznym neogotyckim podziemnym zbiorniku wody czystej, który swą pierwotną rolę pełnił do 2011 roku. Od grudnia 2015 roku obiekt ten mieści prowadzone przez wrocławskie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji S.A. Hydropolis.

Na stronie https://visitwroclaw.eu przeczytać możemy, że “Hydropolis jest miejscem, w którym technologie multimedialne, interaktywne instalacje, wierne repliki i modele oraz bogate w informacje ekrany dotykowe służą ukazaniu wody z różnych perspektyw”. Cóż, trudno doszukać się tu przekłamania, bo w tym centrum wiedzy o wodzie z wodą będziecie mieć styczność głównie w teorii. Namacalny kontakt z H2O zapewnia w zasadzie tylko robiąca wrażenie drukarka wodna o długości 46,5 m zlokalizowana przed wejściem do budynku, działająca niczym kurtyna i rozchylająca się przed zwiedzającymi (niestety działa tylko w sezonie wiosenno-letnim) oraz lobby, gdzie znajdziemy m.in. wir wodny o wysokości 3,5 m. Aha, zapomniałabym – jest jeszcze toaleta…

Dalej w zasadzie czeka nas zero jakiejkolwiek interakcji z wodą. Wystawa podzielona jest na 7 stref tematycznych: Planeta wody, Głębiny, Ocean życia, Człowiek i Woda, Historia Inżynierii Wodnej, Miasto i Woda oraz Stany Wody, a także dodatkowo Strefę dzieci, Strefę Relaksu i Strefę wystaw czasowych. Każda z nich pokazuje wodę w innym aspekcie. Wystawę otwiera trwający 10 minut (dla kilkulatka to jednak trochę za długo) film wyświetlany na panoramicznym ekranie o długości 60 m w 360°, z którego dowiemy się m.in. w jaki sposób powstała woda. Na środku sali wyświetlany jest obraz kuli ziemskiej o średnicy 2 metrów z animacją pływów wodnych. W strefie Głębiny możemy z bliska obejrzeć kilka przerażających stworzeń głębinowych. O wiele ciekawsza jest jednak replika batyskafu „Trieste” w skali 1:1, który w 1960 roku dotarł jako pierwszy pojazd załogowy do najgłębszego punktu na Ziemi. Można wejść do środka i usiąść, ale mam wrażenie, że nie wszystkie przyciski w modelu działały. Jeśli jednak był całkowicie sprawny, to chyba jeszcze gorzej… W kolejnej strefie zobaczyć możemy zawieszoną pod sufitem instalację złożoną z modeli rekina i tuńczyków w skali 1:1 oraz stację badawczą rafy koralowej, do której możemy wejść i nią sterować, ale ponownie – nie jestem przekonana, czy była w pełni sprawna, a sama jakość obrazu rafy koralowej widocznego z okien stacji (czyli na ekranach) była dość słaba (aczkolwiek nie wykluczam, że chodziło tu o zachowanie realizmu). W Strefie Dzieci znajdziemy sale kinowe oraz gry multimedialne, a w Strefie Relaksu – plastikowe (umiarkowanie wygodne) leżanki, na których odpoczywając możemy patrzeć albo na ścianę pokrytą jakimś “mchem”, która ma stanowić –wizualizację lasów deszczowych rzeki Amazonki, albo też na ogromny ekran prezentujący filmik w stylu “plaża i morze wieczorową porą”. Jakość obrazu umiarkowana, więc jednak mimo szumu fal niespecjalnie czułam się jak na Bahamach.

W kolejnej strefie możemy poczytać o relacji człowieka z wodą, tutaj też do podziwiania wystawiono akrylową (wyglądającą jak z lodu) kopię rzeźby Dawida wykonana w skali 1:2. Wreszcie chyba najciekawsza w całym Hydropolis Strefa Historia Inżynierii Wodnej. Tutaj wreszcie możemy dotknąć coś innego niż ekran. Znajdziemy tutaj wodne wynalazki z czasów starożytnych, tj. śrubę Archimedesa, koło wodne, zegar wodny oraz turbinę Herona. Co więcej, możemy samodzielnie sprawdzić ich działanie. Na więcej tego typu atrakcji liczyliśmy decydując się na odwiedzenie tego miejsca. Choć i w tym przypadku nie jest idealnie, ponieważ są one niedostosowane do wzrostu małych dzieci, a podestów niestety nie ma. Podobnie sytuacja wygląda z umieszczonymi w gablocie w tej strefie modelami największych statków – są umieszczone za wysoko, by dziecko mogło samodzielnie dokładnie je obejrzeć.

Kolejną Strefą jest Miasto i Woda, w której przeczytamy o historii wody we Wrocławiu, zobaczymy m.in. historyczne mapy tego miasta oraz interaktywną makietę Wrocławia i jego najsłynniejszych obiektów, które możemy podświetlić naciskając odpowiedni przycisk, a także dowiemy się co nieco o czyszczeniu ścieków i powodzi z 1997 roku. Ostatnią ekspozycją jaką odwiedzimy goszcząc w Hydropolis jest Strefa Stany Wody, w której skoncentrowano się na kwestiach właściwości wody i jej stanach skupienia. Mamy tutaj gabloty z chmurami, przykuwający zainteresowanie dzieci (i nie tylko) ogień z pary wodnej oraz symulator zamieci śnieżnej (na oko wydaje się, że to wirujące pierze). 

W Hydropolis znajduje się także kawiarnia i sklepik z pamiątkami, w którym dominują oczywiście (raczej drogie) zabawki. Mimo, że obiekt opowiada o wodzie, zabawki dostępne w trakcie naszej wizyty dotyczyły jednak głównie kosmosu…

Teoretycznie Hydropolis przeznaczone jest dla dzieci w wieku 6+, mniejsze z pewnością wiele z odwiedzin nie wyniosą, ale nie mam przekonania, że sześciolatki czy też starsze dzieci będą zachwycone. Za dużo czytania, samych suchych faktów, za mało doświadczeń, akcji i reakcji, wreszcie za mało wody, eksponatów ukazujących zjawiska i procesy z wodą związane… Hydropolis to w jakichś 70% multimedia, ekrany, dużo czytania i filmy, czyli coś, co spokojnie każdy z nas może robić w domu oglądając filmy dokumentalne lub czytając informacje w Internecie, nie wydając na to dodatkowych pieniędzy. Pozostała część ekspozycji to makiety i naprawdę garstka rzeczy faktycznie interaktywnych, gdzie człowiek rzeczywiście obcuje z jakimś zjawiskiem i ma siłę sprawczą. Nie wiem, czy w czasach, kiedy większość populacji ma nosy przyklejone do ekranów komórek, komputerów i telewizorów tworzenie miejsca, gdzie w ciemnościach oglądamy filmy, prezentacje i czytamy tekst wyświetlany na ekranie jest najlepszym pomysłem. Powinniśmy chyba raczej starać się pokazać ludziom, zwłaszcza tym młodym, że poza multimediami jest coś jeszcze. Z tego powodu trochę trudno mi zrozumieć ogromną popularność tego miejsca.

ZOO i Afrykarium

Ogród zoologiczny (o powierzchni 33 hektarów, a więc nieco mniejszy niż warszawski i zdecydowanie mniejszy niż gdański, a przez to przyjazny zwiedzającym, którzy na koniec trasy nie padają ze zmęczenia) wraz z otwartym w 2014 roku Afrykarium to bez wątpienia jedna z największych atrakcji Wrocławia, zwłaszcza jeśli podróżujecie z dziećmi.

Oprócz samego Afrykarium największe wrażenie robią wybieg dla niedźwiedzi brunatnych (największy obiekt tego typu w Polsce), terrarium z naprawdę imponującą liczba mieszkańców, fokarium oraz Wilcza ostoja, czyli wybieg dla wilków odzwierciedlający środowisko naturalne tych zwierząt, z niemalże nieinwazyjną ścieżką zwiedzania (tunelem wchodzimy do obiektu przypominającego norę, z którego możemy obserwować zwierzęta z ich poziomu). Ciekawie prezentuje się również słoniarnia, Odrarium (kompleks basenów przedstawiający faunę i florę Odry), a także terytorium panter (których niestety nie wypatrzyliśmy 🙁 ) oraz całkiem sporych rozmiarów małe zoo, w którym można karmić kozy i owce (czyli to co dzieci lubią najbardziej).

Samo Afrykarium natomiast to ogromne (jak na europejskie warunki) oceanarium (21 basenów i akwariów), w którym podziwiać można wodne zwierzęta z całej Afryki. Podzielono je na kilka stref odpowiadających ekosystemom, tj. Morze Czerwone, Afryka Wschodnia, Kanał Mozambicki, Wybrzeże Szkieletów oraz Dżungla nad rzeką Kongo. Największe wrażenie robi tunel, w którym możemy podziwiać m.in. Rafę Morza Czerwonego oraz Kanał Mozambicki z rekinami i płaszczkami. Oprócz tego spotkamy tu całe mnóstwo innych gatunków zwierząt, w tym hipopotamy nilowe, krokodyle oraz manaty. Chętni mogą stracić majątek w sklepiku 😉  

Wizyta w Zoo może do najtańszych nie należy, ale naprawdę warto.

Ogród Botaniczny Uniwersytetu Wrocławskiego

Niezwykle urokliwy, posiadające bogate zbiory ogród botaniczny założony we Wrocławiu w roku 1811 na terenie częściowo Ostrowa Tumskiego, obecnie o powierzchni ponad 7 ha. Zaciszne miejsce, w którym można znaleźć chwilę ukojenia. Na jego terenie znajdziemy również kawiarnię i niewielki plac zabaw.

GoAir Powietrzne Miasto

Młodemu i tacie tak się spodobało, że w GoAir gościliśmy aż dwukrotnie 😉 Na szczęście wtedy pogoda sprzyjała tego typu atrakcjom, tj. na zewnątrz było ok. 20 stopni, ponieważ brak klimatyzacji daje się tu odczuć. To chyba jeden z większych minusów tego miejsca, ale rozpisywać się będę na ten temat w oddzielnym wpisie. Teraz krótko – czym jest GoAir? To miejsce raczej rzadko na mapie Polski spotykane (drugie takie znajdziemy w Krakowie, ale może podobne atrakcje funkcjonują również w innych częściach naszego kraju, jeśli tak, chętnie się o nich dowiem 😉 ).

GOair we Wrocławiu to ogromna przestrzeń wypełniona dmuchańcami, nawet podłoga to jeden wielki dmuchaniec. Jest tu kilka(naście) dmuchanych atrakcji, w tym zjeżdżalnie i tor przeszkód przeznaczona dla wszystkich od trzeciego roku życia 😉 To raczej rzadko spotykane, zazwyczaj dorosłym z tego typu atrakcji nie wolno korzystać, a tutaj doskonale bawić (czy raczej wyszaleć 😀 ) mogą się całe rodziny. Jest też wydzielony sektor dla dzieci od 6 miesiąca życia do lat 4 😉 Spędziliśmy tu w sumie 4 godziny (2 dni po 2h) i zdecydowanie nie narzekaliśmy na nudę i brak pomysłów na zabawę 😉 I choć miejsce to nie jest pozbawione wad, to jednak będąc we Wrocławiu zdecydowanie warto tam zawitać 🙂

Loopy’s World

Jeśli być może pamiętacie, Loopy’s World było jedną z dziecięcych atrakcji, jakie odwiedziliśmy będąc w ubiegłym roku w Gdańsku (wpis znajdziecie TU). Młody doskonale się wówczas bawił, dlatego będąc we Wrocławiu nie mogliśmy do tamtejszego Loopy’s nie zawitać. Konstrukcja obiektu zlokalizowanego w Bielanach Wrocławskich (konkretnie w kompleksie Aleja Bielany) jest co prawda od tej w Gdańsku nieco niższa, samo centrum rozrywki natomiast aż o 1000 m2 większe 😉

Dziecko może oczywiście bawić się samo, konstrukcja jest jednak pomyślana w takich sposób, by mogli z niej korzystać również rodzice. Z czego nie omieszkaliśmy skorzystać 😉 Z dostępnych atrakcji warto wymienić – oprócz samej konstrukcji z tunelami, przejściami i ciemnym pokojem – zjeżdżalnie o różnym stopniu trudności i długości, trampoliny, tor saneczkowy, boisko, kolejkę i tor wyścigowy (te dwie atrakcje dodatkowo płatne), gigantyczną żółtą oponę, armatki na piłeczki, budowisko z wielkimi klockami oraz strefę dla najmłodszych z pokojem sensorycznym.

Klockownia, Rodzinne Centrum Edukacji i Zabawy

Kolejna świetna atrakcja na mapie Wrocławia dedykowana dzieciom w różnym wieku, ale i dorosłym lubiącym klocki 😉 Klockownia została stworzona dla dzieci od 0 – 12 lat. W teorii “sale” z klockami zostały podzielone na strefy aktywności dostoswane do wieku, możliwości i zainteresowań dzieci, w praktyce rozgraniczenie to jest dość płynne, klocki są często pomieszane (głównie z winy samych bawiących się, ale i otwarta przestrzeń sprzyja niestety wędrówkom i pozostawianiu wszystkiego gdzie popadnie), a zresztą trudno trzylatkowi wytłumaczyć, że na te konkretne klocki jest trochę za mały. Zwłaszcza jak obok leżą takie, które ma w domu.

Niemniej jednak jest to miejsce ciekawe, zwłaszcza dla osób które mogą często je odwiedzać – w naszym przypadku samo eksplorowanie miejsca i odkrywanie zawartości poszczególnych salek i pudełek z klockami zajęło ok. godziny.

Jest tu strefa dla najmłodszych z dużymi, miękkimi, lekkimi, plastycznymi lub magnetycznymi klockami, w której można tworzyć imponujące konstrukcje wraz z rodzicami. Są strefy Na 4 ręce i Majster w akcji (z dużymi klockami w kształcie cegieł), wspierające dziecięcą integrację i współpracę. Jest dźwig i rusztowanie (strefa Pozwolenie na budowę) Jest także strefa z klockami typy mini-wafle, słomki, różne rodzaje Lego… W innym miejscu znajdziemy także drewnianą kolejkę do złożenia, klocki jeżyki, tory do puszczania aut i piłeczek, tablicę z dużymi kolorowymi pinezkami i wiele innych atrakcji. Jest także kawiarnia dla rodziców, którzy wolą odpoczynek 😉

Kolejkowo

Mieszczące się aktualnie na I piętrze Sky Tower (ul. Powstańców Śląskich 95) Kolejkowo, to naszym zdaniem jedna z najciekawszych atrakcji Wrocławia. I to zdecydowanie nie tylko dla dzieci 😉 Dorośli również będą się tu doskonale bawić, ba, może nawet lepiej niż ich pociechy 😉

W skrócie, Kolejkowo to wielka makieta kolejowa, przedstawiająca m.in. autentyczne budowle z terenu Górnego Śląska i Dolnego Śląska, Karkonosze i Śnieżkę, a także tereny wiejskie. Po makiecie porusza się 15 miniaturowych pociągów i 215 samochodów, pływa też statek 🙂 Do obejrzenia jest 3437 miniaturowych figurek ludzi (m.in. leśniczych, narciarzy, kupców, pracowników budowlanych, cyrkowców i plażowiczów) i zwierząt przedstawionych w różnych sytuacjach dnia codziennego, z uwzględnieniem zmian pór dnia – po 9 minutach dnia następuje trwająca 4 minuty noc, zapalają się uliczne latarnie i światła w budynkach, a my możemy podglądać co też dzieje się w środku. fascynująca atrakcja, przy której można spędzać długie godziny na wyszukiwaniu szczegółów (o ile nie zwiedzacie z trzylatkiem 😉 ).

Doskonałym pomysłem, z którego tym razem niestety nie skorzystaliśmy, jest angażowanie zwiedzających w zabawę w poszukiwanie wybranych szczegółów na makiecie. Sukces nagradzany jest drobnym upominkiem, a obsługa chętnie pomaga w poszukiwaniach. Na wejściu otrzymujemy wykaz wybranych postaci itd. do odnalezienia na makiecie, nasz syn miał jednak inne priorytety 😉

Krasnale

Trudno chyba wyobrazić sobie wizytę we Wrocławiu bez poszukiwania krasnali 😉 Dżordż w każdym razie sobie nie wyobrażał i trzeba przyznać, że o ile akurat nie spał, był w tym zaskakująco wytrwały i skuteczny 😀

W wielu obiektach Wrocławia (w tym w punktach Informacji turystycznej) nabyć można bezpłatną mapę Szklakiem wrocławskich krasnali, na której znaleźć można wiele krasnali wraz z ich zdjęciami, imionami oraz lokalizacją (a znaleźć je można we wszystkich częściach miasta). Tu jednak drobna uwaga, w drugiej połowie 2020 roku, w mieście było już około 360 figurek, a ich liczba systematycznie rośnie, na mapie nie zaznaczono zatem większości z nich, co specjalnie nie odbiera jednak przyjemności poszukiwaniom 🙂

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *