Dziś kolejna weekendowa porcja recenzji serialowo – filmowych 😉 Jesień zapowiada się nieźle pod względem zapowiadanych produkcji, mam zatem nadzieję, że powrócę na blogu do w miarę regularnego publikowania skrótowca o tej tematyce 😉
Staged (zasoby własne) 10/10 – chyba jedna z najciekawszych produkcji, jakie w tym roku widziałam. I jeden z lepszych serial komediowych ostatnich lat. Przy czym ogromną zaletą jest fakt, że jest to produkcja bardzo krótka – dosłownie. To tylko 6 odcinków trwających po 15 do 20 minut. W rolach głównych występują David Tennant oraz Michael Sheen, których mogliśmy razem oglądać w serialu Good Omens. Obu panom w produkcji towarzyszą życiowe partnerki, a gościnnie pojawiają się m.in. Judi Dench oraz Samuele L. Jackson. Aktorsko jest zatem świetnie 🙂 Jeszcze lepiej jest, gdy okazuje się, że wszyscy grają samych siebie (no prawie wszyscy – o kilku wyjątkach tu nie wspominam. Sitcom kręcono w czasach pandemii, a zatem zgodnie z zasadami społecznego dystansu, tj. aktorzy kręcili część swoich scen sami, po części natomiast użyto aplikacji wideokonferencjnej. Fabuła natomiast opowiada o dwóch aktorach, których COVID wysłał na przymusowy urlop, a tym samym prace nad ich nową produkcją sceniczną zostały wstrzymane. Do czasu 🙂 Ekipa odpowiedzialna za realizację stara się, by w czasie lockdownu próby odbywały się online 😀 Niestety, nie jest to tak łatwe, jak mogłoby się wydawać 😉 Choćby dlatego, że nasi bohaterowie zachowują się jak rozkapryszone dzieci. Perfekcyjnie zagrana, przezabawna i zaskakująco świeża produkcja, w sam raz na czas zarazy 😉
Wielka (HBO) 5/10 – początek był niezwykle obiecujący. Dalej już niestety raczej smutny obowiązek dokończenia, skoro już się zaczęło oglądać mimo irytacji i poczucia traconego czasu… Aktorsko serial trzyma poziom, ale scenariusz, cóż – nie. Od pewnego momentu zwyczajnie wieje nudą, no bo ileż razy można oglądać to samo. Główna bohaterka niby przechodzi przemianę, niby planuje rewolucję, itp itd, a tak naprawdę myśli tylko jakby tu znów bzyknąć się z kochankiem. I tak przez trzy czwarte sezonu. Co czyni z niby oświeconej, oczytanej, pełnej ideałów carycy taką samą idiotkę, jak otaczające ją na dworze analfabetki będące kwiatem rosyjskiej arystokracji. Muszę pochwalić postać cara Piotra (absolutnie genialny Nicholas Hoult), dzięki któremu nie był to seans całkowicie stracony. W pewnym momencie w zasadzie oglądałam serial tylko dla niego. Swoją drogą jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Brytyjczycy zrobili aż taką parodię z własnej monarchii. Ale z zacofanych Rosjan żartować można przecież do woli. Co tylko utrwala stereotypy na Zachodzie…
Diuna (Neflix) 3/10 – od razu przyznaję, nie czytałam książki. Trudno mi zatem oceniać film jako adaptację. Natomiast jeśli rozkładam seans na dwa dni i mimo to przysypiam każdego dnia kilkakrotnie, to coś jest nie tak. A naprawdę, uwierzcie, jestem fanką gatunku… To niestety jest nuuuuda tak ogromna, że oglądanie naprawdę boli. Wytrwałam do końca jedynie, by móc porównać z nową wersją. Która chyba gorsza naprawdę być już nie może.
Operacja Bracia (Netflix) 5/10 – dość przeciętna produkcja, choć sama historia na tyle ciekawa, że zasługuje na opowieść wyższych lotów. Z historii o agentach Mossadu zakładających hotel, aby przemycić z Sudanu do Izraela etiopskich Żydów naprawdę dałoby się zrobić bardziej angażujący film. Ale przynajmniej Chris Evans dobrze wygląda. To chyba największy plus tej produkcji.
Enola Holmes (Netflix) 6/10 – po zwiastunie obiecywałam sobie zdecydowanie więcej. Niestety, film o perypetiach młodszej siostry wielkiego detektywa okazał się sporym rozczarowaniem. I o ile aktorsko jest naprawdę bardzo przyzwoicie (Millie Bobby Brown naprawdę mi się w tytułowej roli bardzo podoba), to sama historia jest mało angażująca, momentami wręcz zwyczajnie nudna i do bólu przewidywalna. Irytujące są też w produkcji, adresowanej w końcu głownie do nastolatków, frazesy typu „możesz być kimś chcesz, zależy to tylko od ciebie”. Naprawdę, ja rozumiem wpajanie wiary w siebie itp. , ale nabijanie głowy takimi mądrościami, na podstawie historii o jakby nie było jednak dziewczynie o raczej uprzywilejowanej pozycji, jest ciut niestosowne.
Des (HBO GO) 9/10 – bardzo porządnie zrobiony i zagrany (trzy główne kreacje to naprawdę doskonałe aktorstwo), oparty na prawdziwych wydarzeniach mini serial o seryjnym mordercy Dennisie Nilsenie (w tej roli David Tennant), który na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku zabił kilkunastu mężczyzn i chłopców. Licząca trzy odcinki produkcja ma naprawdę świetny klimat. Nie mamy wątpliwości, że akcja toczy się w latach osiemdziesiątych – duża w tym zasługa kostiumów i scenografii oraz… ilości wypalanych przez bohaterów papierosów 😉 Fabuła rozwija się niespiesznie, ale na brak napięcia trudno tu narzekać, mimo, że od samego początku wiemy, kto zabił. Serial przeraża czystym złem głównego bohatera, jego skrzywioną osobowością z absolutnie zaburzoną hierarchą wartości, wyrachowaniem i narcyzmem. Równie przerażające jest ukazanie w serialu, jak łatwo było (jest nadal?) zabić człowieka, jeśli tylko odpowiednio dobierze się ofiary. Takie, których zniknięcia nikt nie zauważy, albo się nim nie przejmie, bo kto by się przejmowała, że na ulicy brakuje jednego uzależnionego od narkotyków? A administracyjna machina i niedopinający się budżet instytucji powołanych do tego, by społeczeństwo było bezpieczne nie jest w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków. Nawet mimo chęci szeregowych jej pracowników.
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂