TNT #5 – Oscarowa ściema

No i po Oscarach. Jak zawsze, co rok bardzo duża liczba osób, w tym moja żona, były zafascynowane całym przebiegiem procesu nominacji, oglądania typowanych filmów oraz galą rozdania pozłacanych statuetek. Ja kiedyś też dałem się, przez kilka lat, porwać temu całemu szaleństwu, ale jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że nie ma on większego sensu i dałem sobie z nim spokój. Dodatkowo męczyło mnie seryjne, przez kilka tygodni, oglądanie „ambitnego” kina „moralnego niepokoju”. Rozumiem, że takie kino też jest potrzebne, jednakże długotrwała ekspozycja na tego typu produkcje powodowała, że moja psychika doznawała sporego uszczerbku.

Oczywiście ilość i gatunek tych filmów to jedno, a sposób wyłaniania zwycięzców konkretnych kategorii, to już inna sprawa. Moja żona od wielu lat lubi przewidywać, kto dostanie Oscara. Tworzy sobie specjalną listę, zakreśla swoje typy i czeka na rozstrzygnięcie. Jeszcze kilka lat temu razem się w to bawiliśmy, ale kiedy zdałem sobie całkowicie sprawę z tego w jaki sposób moja żona wyłania swoje typy oraz jak w ogóle wygląda cała ta machina oscarowa, której podstawą jest niewyobrażalny przemysł PR-owy, to postanowiłem podziękować za dalszą zabawę.

W czym, moim zdaniem leży problem? Oczywiście w marketingu. Oscary już dawno przestały być nadawane rzeczywiście najlepszym filmom, lecz tym, których producenci mieli najwięcej pieniędzy na akcje promocyjno-marketingowe dla członków Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nie wygrywa ten kto jest lepszy, lecz ten kto jest bogatszy, kto ma więcej kasy, więcej kontaktów i lepszą machinę propagandową. Dodatkowo dochodzi do tego permanentny strach przez urażeniem jakiejś mniejszości i coroczne nagradzanie tych, którym chcemy się przypodobać, którzy są aktualnie „modni” lub uznawani za najbardziej pokrzywdzonych. Nie ma znaczenia jakakolwiek merytoryczna dyskusja nad artystycznymi wartościami konkretnych produkcji, gdyż nie jest to żaden wyznacznik, ani probierz aktualnych trendów członków Akademii. Tak na prawdę to wszystko to ściema, polana polityczno-finansowym sosem, co całkowicie zniechęciło mnie do interesowania się tym całym, corocznym cyrkiem. Totalna komercjalizacja i lobbing najsilniejszych producentów odrapała Oscary z magii, swego rodzaju mistycyzmu, pozostawiając jedynie nic nieznaczącą wydmuszkę. Kiedyś figurki Oscarów na plakatach filmowych były dla mnie wyznacznikiem jakości i solidności kina, a dzisiaj stały się jedynie nic nie znaczącym chwytem marketingowym, będącym lepem na nieświadomego konsumenta wyrobów filmowych.

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniony :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *