Dziś kolejny skrótowiec serialowo – filmowy. Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że ostatnio jakoś więcej rzeczy wartych zobaczenia się pojawiło? No dobrze, może nie zawsze okazują się warte obejrzenia, kiedy już zmarnowaliśmy co najmniej dwie godziny życia, ale przynajmniej sama zapowiedź danej produkcji wydawała się obiecująca 😉
Rebeka (Netflix) 6/10 – najnowsza ekranizacja słynnej powieści Daphne du Maurier. Od strony wizualnej film jest cudowny (te kostiumy, charakteryzacja, piękne zdjęcia), aktorsko wypada już nieco gorzej. Lily James na niewinną i naiwną nową żonę majętnego światowca pasuje, wydawałoby się idealnie, niestety jej drętwa gra i pewna maniera irytują (tak na marginesie, nie rozumiem fenomenu tej aktorki – jest absolutnie słodziutka i przeurocza, ale talent ma raczej umiarkowany, każda jej rola jest dla mnie przerysowana). Armie Hammer w roli tajemniczego Maxima de Winter sprawdza się nieco lepiej, ale bądźmy szczerzy, bardziej w tej produkcji wygląda (jak zawsze zresztą cudownie), niż gra, a grać przecież potrafi. Chemii między nimi niestety nie widać (a chyba być powinna, jeśli wierzyć plotkom o romansie na planie). Aktorsko błyszczy za to – jak zawsze zresztą -Kristen Scott jako gospodyni, pani Danvers. Choć na tle dwójki głównych bohaterów nie było to specjalnie trudne. Najnowszej Rebece niestety w ogóle brakuje napięcia, poczucia niepokoju i nieuchronnie zbliżającej się tragedii. Niby jest jakiś sekret, ale sposób opowiadania całej historii jest tak nijaki, że mało nas to wszystko obchodzi. Szkoda, zamiast ciekawej ekranizacji na miarę naszych czasów, wyszedł film bez pomysłu, którego największą zaletą są piękne stroje i urokliwa sceneria.
Zawrót głowy (obejrzane na Netflix, już niedostępne) 6/10 – jeden ze słynniejszych filmów Alfreda Hitchcocka. Gdybym przygodę z twórczością tego reżysera zaczynała właśnie od Vertigo, chyba na tym jednym filmie by się skończyło. James Stewart w roli cierpiącego na lęk wysokości detektywa, wynajętego by śledzić mającą skłonności samobójcze żonę przyjaciela. W tej roli grająca na jednej minie Kim Novak. Plus do tego obsesja i jakieś pseudo – nadnaturalne wstawki. Zapowiadało się ciekawie, ale film wlókł się niemiłosiernie, dłużyzny bywają zabójcze. Co więcej jest to jedna z tych produkcji, dla których czas nie okazał się łaskawy. Recenzje sugerowały wybitne kino, dla mnie jednak to ogromy zawód, ale może to w dużej mierze efekt zestarzenia się filmu… No i szkoda, że widz poznaje prawdę trochę za szybko.
Od nowa (HBO GO) 5/10 – zapowiadało się świetnie. Fantastyczna obsada, ciekawa, pełna tajemnic historia, gdzie nic nie okazuje się być takim, jakie się wydaje. Wyszedł jednak, z żalem to piszę, serial nudny jak flaki z olejem, z którego najbardziej zapada w pamięć snująca się po mieście Nicole Kidman w hispsterskim płaszczu za grubą kasę, wyglądająca niczym bohaterka Władcy Pierścieni. Ona jest uznaną terapeutką, specjalizującą się w terapii par (już widzimy, gdzie historia zmierza) i córką niezwykle bogatego ojca (chyba najciekawszy w tym koszmarku Donald Sutherland), on (czyli boski jak zawsze Hugh Grant) jest onkologiem dziecięcym, cudownym lekarzem walczącym o swoich małych pacjentów z niezwykłym poświęceniem, do ostatnich sił. Razem tworzą modelowe, idealne pod każdym względem małżeństwo, obdarzone jednym dziecięciem w postaci nastoletniego syna uczęszczającego do prywatnej szkoły dla bogaczy. Aż tu nagle ginie, czy będąc bardziej konkretnym, zostaje brutalnie zamordowana matka jednego z uczniów tejże szkoły. Byłego pacjenta naszego pana doktora. A sam pan doktor znika jak kamfora. Czyli domek z kart runął. Do tego momentu było ciekawie. Niestety, król okazał się nagi, a serial nudny, przewidywalny, zasiedlony przez bohaterów – półgłówków walczących o tytuł kretyna roku. Kto wygra? Pani psycholog, na której edukację tatuś chyba zmarnował pieniądze, skoro nie dostrzegła wariata we własnym domu? Synuś, który dużo widział, ale stwierdził, że nie powie? Czy też doktorek – psychopata, z którego Kuba Rozpruwacz to jednak nie jest? A może jednak detektyw, z kijem od szczotki sami wiecie gdzie? Plus teatralny, chyba mało realny proces sadowy i epatowanie zmasakrowanymi zwłokami równie chętnie co odsłoniętym cycem denatki (kiedy jeszcze denatką nie była). Brak świeżości, wtórność podlana tandetą i denerwująca Nicole Kidman (którą generalnie bardzo lubię), grająca irytującą i nieciekawą postać.
Proces 7 z Chicago (Netflix) 9/10 – świetna obsada, ciekawa historia oparta na prawdziwych wydarzeniach i hollywoodzki sposób jej przedstawienia. Chyba ktoś tu liczy na nagrodę Akademii 😉 To typowy film oscarowy, opowiadający o ważnych i poważnych sprawach (wojna w Wietnamie, antywojenne protesty, niesłusznie oskarżeni obywatele kontra opresyjne państwo, rasizm itd.), kino zaangażowane z amerykańskim przytupem. Nie ma tu artystycznie niczego odkrywczego, ale film ogląda się świetnie, mimo dużej przewidywalności. Duża w tym zasługa ekipy aktorskiej, w której błyszczy wyjątkowo jasno Sacha Baron Cohen, dowodząc po raz kolejny, że jest naprawdę utalentowanym aktorem.
Bridgertonowie sezon1 (Netflix) 8/10 – naiwna, przewidywalna do bólu i niepozbawiona uroku bajkowa opowieść osadzona w czasach regencji (choć w nieco alternatywnej rzeczywistości 😉 ). Trwa londyński sezon, panienka na wydaniu szuka męża, przystojny książę unika jak ognia matek chcących wyswatać go ze swoimi córkami. Oboje się nie lubią, przynajmniej początkowo, ale dostrzegają wspólny cel, wchodzą więc w sekretny układ… To naprawdę dobrze zrealizowane i ładne wizualnie romansidło nieco w stylu powieści Jane Austen z dużą porcją namiętności i seksu (w tym kontrowersyjną sceną, o której rozpisują się w internetach), w których równie chętnie rozbiera się panów i panie. Czysty eskapizm, świetnie się ogląda, jeśli macie nastrój na coś niezobowiązującego.
Giń, 2020 (Netflix) 6/10 – kolejna produkcja z serii zapowiadało się dobrze, ale coś nie wyszło. Mockument poświęcony wydarzeniom z trudnego chyba dla wszystkich roku 2020, z kapitalną obsadą (m.in. Samuel L. Jackson, Hugh Grant, Lisa Kudrow oraz Kumail Nanjiani). Potencjał drzemiący w tej parodii niestety nie został wykorzystany, a pomysł był przecież naprawdę świetny i materiału raczej nie brakowało. Niestety, cięty, niekiedy absurdalny dowcip i błyskotliwie prześmiewczy komentarz do wydarzeń minionych dwunastu miesięcy przeplata się z mało zabawnym, pozbawionym polotu niczym polski kabaret, a nawet prostackim humorem (w stylu profesor historii myli fabułę Gry o tron z prawdziwymi wydarzeniami i zdecydowanie obstaje przy tym, że to prawdziwe wydarzenia, czy zwyczajna amerykańska mama, która oczywiście nie jest rasistką, ale nagabuje Afroamerykanów, bo na pewni coś ukradli? Ok, może i jest to zabawne, ale nie 10 razy z rzędu… To samo z żartami na temat wieku Bidena. No ileż można, pomysły się skończyły?) mniej więcej w stosunku pół na pół, jest więc to produkcja bardzo nierówna, której grzechem jest też powtarzalność. Tym niemniej jest to wciąż przyzwoity film, niezbyt długi i dostarczający sporo niezłej rozrywki.
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂