Mamy już prawie połowę stycznia, a to znaczy, że czas już na posumowanie grudnia. Z lekkim poślizgiem, ale zaraz się wytłumaczę 😉
W grudniu 2019 opublikowałam 13 wpisów, z których najchętniej czytaliście:
- Czym się bawimy # 17 Przebijanki
- Przegląd jednorazowych chusteczek pielęgnacyjnych # 4
- Czym się bawimy # 15 Trzy wieże
- Podsumowanie listopada 2019, nie tylko na blogu
- Miodowe podudzia kurczaka z frytkami warzywnymi
Natomiast 5 najpopularniejszych wpisów w grudniu w ogóle to nadal:
- W palmiarni, czyli świetne miejsce, które pozostawiło niesmak
- Co czytamy # 11 Książeczki na dobranoc
- Co czytamy # 9 Rewelacyjne książeczki dźwiękowe
- Kiedy dziecko śpi – skrótowiec popkulturalny # 16
- Co czytamy #1 – Dotykanki
Rozwój mowy Młodego w minionym miesiącu przyspieszył. Lubi naśladować to, co mówimy i coraz częściej to robi, ale pojawiło się sporo nowych słów na stałe w repertuarze : „gagao” (kakao), „mniam” (smaczne, dobre), „isia isia” (icha, icha – znaczy konik 🙂 ), „Masza” wypowiadane bardzo nosowo (imię bohaterki znanej bajki), „misie” również wypowiadane bardzo nosowo (pluszowy miś lub misie albo niedźwiedź), „zioo” (ZOO), „da” (tak), „aps/chaps” (oznaczające kłapnięcie szczęką przez zwierzaka 😉 ), mini/mimi (małe), „bobo” (dziecko i bombka), „bzzzz” (słowo, które ma oznaczać, co będzie, jak Młody będzie igrał z gniazdkiem elektrycznym), „aj/oj” (jak coś mu upadnie, nie wyjdzie, nogi się rozjadą 😀 ). Słowem miesiąca zostały okrzyknięte „dydy”, którego nauczył się jeszcze w listopadzie 😀
Grudniowym hitem Pierworodnego były choinki 😀 Wzbudzały jego zachwyt i ciekawość absolutnie wszędzie. kiedy przekonał się, że mogą kłuć, choinkowej ekscytacji zazwyczaj towarzyszyło slowo „ała”.
Namiętnie bawił się bombkami, głównie tymi z naszej domowej choinki, to znaczy próbował wszystkie ściągać 😀
Młody pokochał zabawę w chowanego :-D. To znaczy on zawsze chowa się w namiocie i każe nam się szukać 😀 Musimy przy tym zadawać pytanie dotyczące miejsca, w którym aktualnie szukamy, np. „Czy Jurek jest w łazience?”. Zazwyczaj wówczas słyszymy odpowiedź „nie” lub „ma” (tzn. nie ma w Dżordżowym języku 😀 ) 😀 Podczas wyjazdu, o którym kilka słów za chwilę, chował się za fotelem, obowiązkowo, z którymś rodzicem 😀 Jak się domyślacie, nietrudno jest go znaleźć, ale udajemy, że jest inaczej 😀 Bardzo nadal lubi zabawę polegającą na tym , że coś chowa, a my mamy tego szukać (pisałam o tym w posumowaniu listopada), z tym, że puzzlową koparkę zastąpiły sztućce 😀 Do ulubionych zabaw grudnia należały również zabawy przed lustrem – młody stroi miny, tańczy, wygina się, je, pije itd. i daje mu to mnóstwo radości 🙂
Nadal chętnie tańczy 😀
Przyznaję się również do osobistej rodzicielskiej porażki – Młody zaczął oglądać bajki w telefonie… Wiem, jest jeszcze wcześnie, dawkujemy mu to szczęście i staramy się ograniczać do minimum, ale okazał się to w sumie jedyny sposób, żeby zmienić mu pieluchę bez wrzasków, płaczu, ganiania po mieszkaniu, jednym słowem – traumy. Dla obu stron. Teraz nawet sam przynosi pieluchy, żeby mu je zmieniać, ale nie dajemy się nabrać 😀
Z kategorii rodzicielskich sukcesów – Dżordż zrobił ogromne postępy w samodzielnym jedzeniu widelcem, rewelacyjnie nabiera, bez problemu wkłada sobie jedzenie do buzi i bardzo dobrze radzi sobie z nadziewaniem 🙂 Musimy natomiast popracować nad samodzielnym piciem z otwartego kubka – jest z tym problem i to stawiam sobie za cel 😉
Ku naszej radości wrócił mu nienasycony apetyt i tryb wszystkojedzącego malucha 🙂 Być może ma to związek z odstawieniem żelaza, które do połowy grudnia zażywał. Apetyt wrócił po odstawieniu.
W grudniu odwiedziliśmy kolejną łódzką salę zabaw, Agatkę, w której Młody świetnie się bawił.
Udaliśmy się również na spacer świątecznie przybraną ulicą Piotrkowską. Miło było, ludzi sporo, a potem gorąca czekolada 😀
Do najchętniej czytanych książek należały nadal przygody Bolusia, o których już wspominałam (i niedługo zamieszczę osobny wpis),
Automoto, Nasze Miasteczko, Lila w podróży dookoła świata, Spot’s Tractor i Spot’s Puzzle Fun! oraz Małe sówki, Kicia kocia i Nunuś. Co robisz? i Kicia kocia i Nunuś. W kuchni. W tym roku Młody nie miał serca do książek świątecznych.
Czym najchętniej Młody bawił się w grudniu? Pluszakami, swoim wózkiem dla lalek, choinką i bombkami (które namiętnie ściągał 😉 ), wózkiem do sprzątania dla dzieci Vileda z odkurzaczem, swoimi drewnianymi akcesoriami kuchennymi (warzywa, owoce, toster, garnki) i wszelkimi pojazdami.
Gwiazdkowymi prezentami nie bardzo miał okazję się nabawić ze względu na nasz świąteczny wyjazd, podczas którego zresztą nabył drogą kupna za pośrednictwem rodziców kolejne pojazdy i kota. Bo koty stały się podczas wyjazdu kolejną wielką miłością Pierworodnego, zapewne głownie za sprawą miałczącego mieszkańca hostelu, w którym się zatrzymaliśmy 😀
No właśnie, wyjazd 🙂 Idąc w ślady niektórych naszych znajomych postanowiliśmy Święta spędzić na wyjeździe. A konkretnie w Estonii, licząc poniekąd na śnieg 😉 I o ile wyjazd okazał się starzałem w dziesiątkę – choć nie czarujmy się, bywały momenty trudne, Dżordż dawał nieco w kość i myślałam wtedy „A na co mi to było, trzeba było w domu siedzieć, pierogi lepić” – to śniegu za bardzo nie było 😀 Ale po kolei 🙂
Dlaczego Estonia? Chyba głownie dlatego, że jeszcze nigdy tam nie byliśmy 😀 Kraj będący zlepkiem Europy Wschodniej i Skandynawii wydał się nam ciekawą destynacją, a że nie jesteśmy specjalnie ciepłolubni jeśli chodzi o podróże (pierwsze dwa wyjazdy z Dżordżem to takie wyjątki 🙂 ) – idealną propozycją na Święta poza domem. Poza tym, był to dla nas pierwszy krok do powrotu do samodzielnego organizowania sobie wyjazdów po epizodzie z biurami podróży. Wyjazdy zorganizowane zwyczajnie się nam znudziły 😉
Zdecydowaliśmy się spędzić poza domem cały okres świąteczno – noworoczny, ale żeby nie było zbyt stacjonarnie podzieliliśmy wyjazd na dwie części – Boże Narodzenie w Tartu, a Nowy Rok w Tallinie. Relacje z obu miast znajdziecie w osobnych wpisach, które pojawią się na blogu – mam nadzieję – całkiem niedługo. Teraz tak skrótowo i raczej świątecznie 🙂 A ponieważ z wojaży wróciliśmy już nieco po Nowym Roku, to podsumowanie grudnia pojawiło się na blogu nieco później niż zwykle 🙂
Ratusz, Tartu
Co robiliśmy w Tartu? Przede wszystkim dużo spacerowaliśmy, zwiedzaliśmy różne muzea i inne turystyczne atrakcje – na tyle, na ile można zwiedzać z dwulatkiem 😀 – i odpoczywaliśmy – na ile można odpoczywać przy dwulatku 😀 No i starliśmy się chłonąć świąteczną atmosferę miasta, co było o tyle łatwe, że wszystko było świątecznie przystrojone, zwłaszcza rynek ratuszowy 🙂
Dżordż był zachwycony jarmarkiem na rynku miejskim 😀 Wszystko go fascynowało, ale największą frajdę miał z możliwości oddawania się szaleństwom na sianie 😀 Jak zresztą większość obecnych tam dzieci 😀
Odwiedziliśmy m.in. Estońskie Muzeum Narodowe, lokalny niewielki park wodny, AHHAA Science Centre oraz Muzeum Historii Naturalnej.
Oprócz zwiedzania Młody mógł się oddawać zabawie w rożnych pokojach/salach dla maluchów i na placach zabaw, a tych nie brakowało 😀
W Tallinie atmosferę świąteczno – noworoczną czuło się jeszcze bardziej. Zwłaszcza po zmroku, kiedy to miasto wyglądało naprawdę magicznie 🙂
TURG
Przez pierwsze dwa dni pobytu w stolicy nawet doświadczyliśmy nieco śniegu 😀
park Kadriorg park Kadriorg
Pierworodny miał okazję przypomnieć sobie, co to właściwie jest ten śnieg 🙂 Organoleptycznie się z nim zapoznał po dłuuugiej przerwie i… śnieg nie zyskał póki co aprobaty 😀 Może zatem dobrze, że stopniał 😀
Tallin ma w swojej ofercie więcej atrakcji turystycznych niż Tartu, my mieliśmy możliwość – głownie ze względu na najmłodszego członka rodziny i jego ograniczone możliwości – zobaczenia tylko kilku z nich. Byliśmy miedzy innymi w Muzeum Sztuki Kumu, Muzeum Sztuki Kadriorg, Lennusadam, filii Eesti Meremuuseum (czyli Muzeum morskiego), Muzeum Historii Naturalnej, no i w ZOO 🙂 Największy entuzjazm małego podróżnika (i nie tylko) wzbudził niedźwiedź polarny 🙂
Najwięcej przyjemności dawały nam jednak piesze wędrówki 🙂 Zwłaszcza włóczenie się po przepięknym i bardzo świątecznym Starym Mieście…
Rynek miejski… … i jarmark 🙂
…oraz nowszej i rewitalizowanej obecnie części Tallinna, Rotermanni Kvartal.
Świąteczny Rotermanni Kvartal Świąteczny Rotermanni Kvartal i nasz największy prezent 😀
Wartością dodaną całego wypady niewątpliwie było to, że Młody w końcu wyszedł z przeziębienia 😀 Pytanie na jak długo 😀 No i wreszcie w pełni mogliśmy przetestować w pełni naszą terenową spacerówkę Omnia 2 (mam nadzieję, że za jakiś czas pojawi się na blogu wpis o wszystkich Dżordżowych wózkach).
W grudniu przeczytałam dwie książki: kryminał A. Christie, Kapłony i szczeżuje (ciekawa) i zaczęłam ceglastą powieść fantasy Korona z czarodrzewu, podobał mi się Wiedźmin i drugi sezon Lost in space, skończyłam His Dark Materials i powróciłam do czasów „młodości” – obejrzałam całego Harry’ego Pottera 😀 Seria – zarówno książkowa, jak i filmowa – zawsze sprawiała mi przyjemność i wprowadza w dobry nastrój. Natomiast zawiodłam się strasznie na Zbrodniach Grindewalda… W porównaniu z pierwszą częścią Magicznych zwierząt, z tej wiało nudą i sztampą.
Plany na styczeń? Generalnie jakiś wielkich planów nie mamy – w końcu trzeba odpocząć po urlopie 🙂 Na pewno podejmiemy kolejną próbę odpieluchowania, no i trzeba poważnie ruszyć z nauką picia z kubka. Młody wraca do żłobka po niemal miesięcznej przerwie, ale już nie na cały dzień. Zauważyliśmy bowiem, że po pobycie całodziennym był dość markotny i wycofany, a wcześniej, kiedy kończył swój pobyt obiadem, wszystko było ok. Żeby zatem wilk był syty (znaczy Młody miał swoją porcję zajęć plastycznych, kontakt z innymi dziećmi, rytmikę) i owca cała (czyli zaspokajanie jego potrzeby bliskości, uczuć i bycia w centrum uwagi, dzięki opiece sprawowanej przez dziadków w czasie naszych godzin pracy) wróciliśmy do scenariusza: poranki i przedpołudnia w żłobku, popołudnia z dziadkami, no a potem już my, kiedy wracamy z pracy. Zobaczymy jak będzie. Z planów kulturalnych, dam kolejną szansę Doctorowi Who, który w nowym wcieleniu póki co mnie nie zachwycił. Czekam z wypiekami na twarzy na Nowego papieża i nowy sezon Sabriny 🙂 No i trza ruszyć z oglądaniem „poważnego” kina, w końcu sezon oscarowy się zaczyna i trzeba z Panem Mężem naszym starym zwyczajem założyć o wynik 😀
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂