Przekąska w sam raz na piknik, czyli liofilizowane owoce

Podążając niejako za zmieniającymi się preferencjami żywieniowymi Pierworodnego, podsuwam mu różne kategorie produktów i cały czas szukam nowości 😉 Nie ominęło to również owoców, które jeszcze rok temu były jedzone w zasadzie wszystkie i na tony 😀 Później niektóre zaczęły być bleee, a że Natura nie lubi próżni to wtedy mama zaczęła podsuwać owoce suszone. Chwyciło 😀 I znów – jedzone były na tony 😀 Aż się przejadło 😀 Do świeżych malin, porzeczek, jeżyn i truskawek powrót póki co okazał się niemożliwy. Ba, nawet mnie nie bardzo „wolno” jeść – jakiś czas temu Młody płakał, jak jadłam porzeczki 😀 No i co tu robić?

Przy okazji zakupów internetowych trafiłam na mieszkankę Suchy Prowiant od Helpy. Pomyślałam „a co mi tam, najwyżej sama zjem” 😀 Cóż, nie dane mi było nawet spróbować 😀 Zabraliśmy ją na nasz lipcowy piknik i Młody ją zwyczajnie pochłonął 😀

Można zatem powiedzieć, że ta forma owoców się przyjęła. Przynajmniej na razie, choć przy niektórych trochę marudzi, że kwaśne 😉 Ale przynajmniej ich próbuje, bo świeżej porzeczki czy jeżyny nie weźmie już nawet do ręki. Nie wiem, może ma to coś wspólnego z konsystencją, jakąś ciapkowatością owocu, kiedy się go zgniecie? (tak samo jest z pomidorem, którego kiedyś uwielbiał, a teraz świeży pomidor jest blee, a zupa pomidorowa jest dla odmiany super 😉 )

Idąc za ciosem, postanowiłam spróbować z innymi owocami liofilizowanymi i tak trafiłam na mieszanki Mixit. Jedne mu całkiem smakują (np. ta ze zdjęcia poniżej), do innych podchodzi (powiedzmy 😀 ) sceptycznie (patrz zdjęcie powyżej), ale generalnie takie owoce akceptuje i to mnie cieszy 😀

Sporym hitem okazały się u nas batony Frupp, których konsumpcji każdorazowo towarzyszy lektura Pucia 😀 Taki jakiś bardzo przyjemny zwyczaj się nam narodził 😉

Testowaliśmy także owoce liofilizowane z Otolandii 😉

No dobra, ale w zasadzie o co chodzi z tą liofilizacją?

Choć historia liofilizacji sięga I połowy XX wieku, to prawdziwą popularność w przemyśle spożywczym zyskała całkiem niedawno.

Najprościej, liofilizacja to sposób przetwarzania żywności będący szczególną metodą suszenia, polegający na usuwaniu wody z produktu w stanie zamrożenia przy udziale bardzo niskiej temperatury (do -50°C) i obniżonego ciśnienia. Następnie przeprowadza się sublimację kryształków lodu – lód przechodzi w parę wodną z pominięciem fazy stanu ciekłego. Ostatnim etapem jest dosuszanie produktu .

Ogromną zaletą liofilizacji jest zmniejszenie straty składników odżywczych gotowego produktu. Liofilizowany owoc zachowuje smak, barwę, aromat, kształt co owoc świeży, zawiera też te same witaminy i minerały. Co więcej, dzięki minimalnej zawartości wody w produktach (1-2%) są one bezpieczne mikrobiologicznie, tj. nie są narażone na rozwój bakterii i grzybów. Co bardzo ważne, w procesie liofilizacji nie stosuje się konserwantów 🙂

Liofilizaty utrzymują zaledwie 6-10% pierwotnej masy, dlatego są one bardzo wygodne w transporcie, choćby ze względu na niewielkie obciążenie bagażu. Są też zwyczajnie wygodne w użyciu i względnie niebrudzące. Podkreślam – względnie 😀

Jeśli zatem szukacie dla siebie i swoich dzieci zdrowych, lekkich i zajmujących niewiele miejsca przekąsek pomagających w utrzymaniu zbilansowanej diety, odpowiednich na podróż, spacer, piknik mieszanki liofilizowanych owoców powinny przypaść Wam do gustu 😉 U nas chyba zagoszczą już na stałe 🙂

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *