Dziś wpis poniekąd wspominkowy, ponieważ od czasu naszego pobytu nad Bałtykiem minęły już blisko dwa miesiące 🙂 W końcu jednak zebrałam myśli i wyprodukowałam podsumowanie nadmorskiego etapu naszych wakacji 2021 🙂
Gdzie spaliśmy
Tym razem spaliśmy w pensjonacie/willi Dom Wczasowy KLIF, położonej w nadmorskiej miejscowości Chłapowo. Do dworca autobusowego we Władysławowie mamy ok. 2,7 km, niecały kilometr (ok. 10 minut spacerem) do plaży z łagodnym zejściem i ok. 400 m do plaży, do której można dostać się schodami. W pobliżu znajdują się również sklepy, w których zakupić można najpotrzebniejsze rzeczy. Generalnie miejsce nieco na uboczu, jest dość cicho i spokojnie, jeśli nie liczyć dzieciarni dość głośno dokazującej w basenach na zewnątrz. Z czym raczej należy się liczyć w ośrodku reklamującym się jako przyjazny rodzinom z dziećmi 😉 Położenie takie ma zarówno swoje plusy i minusy, dla nas częste spacery nie były problemem.
Zdjęcia ośrodka możecie zobaczyć TU, ale mała uwaga – fotograf był naprawdę genialny, bo pokoje na fotkach wyglądają o niebo lepiej, a przede wszystkim na większe, niż w rzeczywistości. Do dyspozycji gości są 2 baseny zewnętrzne (w tym jeden z wodnym placem zabaw) z podgrzewaną wodą, basen wewnętrzny, sauna fińska i parowa (dodatkowo płatne), parking, siłownia, rowery oraz bilard. Pokoje dysponują balkonem i są wyposażone w telewizor z płaskim ekranem, lodówkę i czajnik elektryczny. W obiekcie znajduje się również ogólnodostępny aneks kuchenny z wyposażeniem. Można dokupić śniadanie serwowane w formie bufetu. Tuż obok znajduje się pizzeria Klif, do której można się dostać bez wychodzenia z ośrodka.
Czy jeszcze raz skorzystałabym z usług tego ośrodka? Zdecydowanie nie i teraz pozwolę Wam sobie napisać dlaczego.
Na stronie internetowej ośrodka i na Bookingu mowa jest o pokoju zabaw dla dzieci, ale ja niczego takiego nie widziałam, chyba, że mówimy o kilku dość wiekowych elementach wyposażenia ogrodowego placu zabaw. Zresztą raczej ubogiego. Wewnętrznego placu zabaw nie ma, więc podczas niepogody nie bardzo co jest tam robić z małym dzieckiem.
Brak recepcji, a pani właścicielka zajmująca się meldunkiem trudno uchwytna. W godzinach „obłożenia” o ciepłą wodę trudno. Spływ w łazience słaby (przez co woda wylew się za brodzik). Brak ręczników dla gości (o szamponach i żelach nie wspominając, ale to akurat nie problem). Mydło do rąk dostępne było w szczątkowej ilości. Być może można było doprosić się o więcej, o ile kogoś z obsługi udałoby się nam znaleźć. Cóż, łatwiej było kupić własne. Pokoje należało sprzątać we własnym zakresie (dotyczy to również wynoszenia śmieci). Pytanie tylko czym. Brak jakichkolwiek środków czystości, zmiotki, ścierek czy mopa w pokoju, na korytarzu udostępniono odkurzacz. Była też na szczęście szczotka do wc. Trochę słabo… Zwłaszcza, kiedy w łazience zrobiło się mokro po prysznicu… Papier toaletowy i worki na śmieci należało brać z szafki na korytarzu. O ile z papierem może większej tragedii nie było, to niestety worków często brakowało i musieliśmy się ratować torbami po zakupach. Czy brakuje jeszcze czegoś? A i owszem 😉 Brak wieszaków na ręczniki w łazience (był jeden), suszarki na pranie lub chociaż sznurka na balkonie. Oczywiście w ośrodku nie ma też pralki, żeby nawet za dodatkową opłatą coś wyprać. We własnym zakresie również wyprać cokolwiek byłoby trudno, bo umywalka zbyt mała, w kabinie też nie da rady. Tym samym polecamy pralnię Fala 😉
Jak na ośrodek dla rodzin z dziećmi, trochę kiepsko wygląda kwestia udogodnień dla tych podróżujących z mniejszymi dziećmi. Brak mniejszych sztućców czy kubków na stołówce, brak podestów w toaletach (pomijam nakładki na sedes), mało krzesełek do karmienia (doliczyłam się dwóch), umywalka w naszym pokoju była zdecydowanie zbyt wysoka by ponad trzyletnie (i raczej dość wysokie jak na swój wiek) dziecko mogło bez problemu umyć zęby czy ręce (co nie byłoby problemem, jeśli ktoś pomyślałby o podestach). Zapewne można wszystko ze sobą przywieźć podróżując samochodem, ale – no cóż – nie wszyscy je mają. W ośrodku jest mnóstwo schodów, za to brak jakichkolwiek podjazdów.
Mieliśmy pokój – teoretycznie – trzyosobowy z dużym łóżkiem podwójnym i drugim jednoosobowym. Pokój był raczej ciasny, ale dałoby się to przeżyć, gdyby nie wyposażenie. W praktyce są to 2 złączone miękkie łóżka i sofa. Na łączeniu podwójnego mamy twardą deskę, a do tego łóżka często trzeba poprawiać, bo niestety się rozjeżdżają… W naszym pokoju była jedna szafa, bardzo wąska i mało pakowna, ciężko było się pomieścić podróżując nawet z jednym małym dzieckiem. Wieszaków w szafie również niezbyt wiele. W środku znaleźliśmy absolutny must have każdego plażowicza w Polsce, czyli parawan. Jedyny element „plażowego” wyposażenia, jaki zastaliśmy. Niestety, jego stan wymusił na nas zakup nowego, który zostawiliśmy w ośrodku. Mamy nadzieję, ze się przyda kolejnym gościom 🙂 Leżaków brak. Brak też pledów, aby wieczorem posiedzieć na balkonie/tarasie (u nas był na tymże stolik i dwa krzesła). Na wyposażeniu był też mały stolik i dwa krzesła (w pokoju 3-osobowym). Jedzenie np. kolacji w pokoju to zatem wyzwanie, mało wygodne. Pisałam, że w pokoju jest czajnik. Niczego innego nie ma. Można ewentualnie zaopatrzyć się w kubki lub talerze z aneksu, o ile będą… Zgadnijcie, czy mieliśmy w tej materii szczęście 😀 Oferta telewizyjna – jeśli ktoś jest zainteresowany – uboga, kanałów dla dzieci brak. WiFi… Niby jest, niby płatne. Tylko komórka nie wykrywa sieci, a pani z obsługi, którą zapytaliśmy o dostęp i płatność, stwierdziła, że w zasadzie to wifi nie ma…
Na plus z pewnością są oferowane śniadania. Może są niezbyt urozmaicone w takim sensie, że codziennie są serwowane dość podobne potrawy i produkty, jednak jest ich na tyle dużo, że z powodzeniem można skomponować z nich urozmaicony posiłek. Jednak warto stawić się na nich stosunkowo wcześnie (serwowane były oficjalnie od 8.30 do 9.30, co dla nas było porą dość późną), najlepiej ciut przed czasem. W innym przypadku czekać może na Was przykra niespodzianka w postaci braku wolnego miejsca – stołówka jest mała jak na ilość i obłożenie pokoi. Potem może zabraknąć jedzenia, zwłaszcza tego ciepłego i wrócicie głodni. Z przykrością muszę stwierdzić, że zakasująco często serowano nie do końca świeże pieczywo. Oprócz tego wszystko było smaczne 🙂 Minusem był brak serwetek. Dopracowania wymaga też kwestia expresu do kawy. Kolejki do niego ogromne, pracuje wolno, wymaga permanentnej obsługi (dolewanie wody, dosypywanie kawy, wyrzucanie fusów), której nie ma, bo jedna osoba ogarnia wszystko – donoszenie jedzenia, świeżych naczyń etc. Kubki i szklanki nie są dostoswane do kaw z ekspresu – albo macie esspreso w kubku o pojemności 200-250 ml, albo kawa się wylew z kubka , bo jest za mały…
Woda w basenie wewnętrznym bardzo mocno chlorowana. Dłużej niż pół godziny wysiedzieć się nie dało, bo łapał kaszel i w oczy piekło niesamowicie. Zresztą basen malutki, max 5 – 6 osób.
Podsumowując, dużo niedociągnięć i cena za pokój zdecydowanie nieadekwatna do oferowanego standardu.
Gdzie jedliśmy
O naszych kulinarnych wycieczkach pisałam TU.
Gdzie byliśmy i co zwiedziliśmy
Port we Władysławowie
Dla nas to była obowiązkowa destynacja, Młody lubi popatrzeć „na żywo” na statki i łodzie, zresztą to dość malownicze miejsce jak na Władysławowo i warte zobaczenia. Położony nad otwartym morzem port zbudowany został w latach 1935–38. Obecnie jest jednym z najważniejszych bałtyckich portów pod względem ilości wyładowywanej ryby, obsługiwanych kutrów rybackich oraz wyposażenia. Pełni też funkcję żeglarskiej mariny. Port opasują dwa falochrony, z których zachodni pełni również funkcję mola spacerowego. W sezonie letnim na terenie portu działa motylarnia, w której co prawda nie byliśmy, ale obejrzeć tam można bajecznie kolorowe, swobodnie latające motyle.
Muzeum Motyli, Władysławowo
Skoro już o motylach mowa, udało nam się odwiedzić Muzeum Motyli, znajdujące się na 3 piętrze Wieży Widokowej w Domu Rybaka, chyba najbardziej charakterystycznego budynku Władysławowa. W swojej kolekcji muzeum posiada zbiór ponad 3000 motyli i owadów, a także pająków, skorpionów i innych stawonogów z całego świata. Młodego najbardziej fascynowały nie motyle, a pająki i skorpiony 😉
Oprócz tego w muzeum zobaczyć można kolekcję monet, zabawek, ozdób i pamiątek z motywami „owadzimi”. Można też m.in. obejrzeć krótkie filmy edukacyjne o motylach, rozwiązać test z wiedzy na ich temat, a także pobawić się w zagadki dźwiękowo – owadzie. A jeśli komuś mało, w sklepiku do kupienia są różne pamiątki, zabawki i gadżety, o tematyce związanej z prezentowaną kolekcją oczywiście 😉 My wyszliśmy z wilkiem, gumowym pająkiem 😀
Muzeum Iluzji, Władysławowo
W Wieży Widokowej Domu Rybaka, tym razem na piątym piętrze, znajduje się także kolejne niewielkie muzeum – Muzeum Iluzji, prezentujące wystawę Magiczny Zawrót Głowy. Młody był nim, a konkretnie wybranymi eksponatami, zachwycony 🙂 To w końcu jedno z tych miejsc, gdzie dziecko może czegoś, dotykać, ponaciskać, poznać relację przyczyna – skutek. Czyli coś co dzieci, niezależnie od wieku, bardzo lubią, nawet jeśli do końca jeszcze nie potrafią zrozumieć samego zjawiska 😉 Wystawa poświęcona jest iluzjom optycznym, możemy na niej zobaczyć m.in. wiele interaktywnych eksponatów i obejrzeć zabawki optyczne z XIX stulecia, a przy okazji dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy i odświeżyć nieco zapomnianą wiedzę z zakresu fizyki.
Lunapark Sowiński
Tuż obok Domu Rybaka znajdziemy kolejną lokalną atrakcję, dedykowaną zarówno dzieciom, jak i dorosłym, czyli wesołe miasteczko. W lunaparku prawdopodobnie każdy znajdzie coś dla siebie, choć aby skorzystać z większości atrakcji trzeba mieć z pewnością więcej niż 3,5 roku 😉
Jakie atrakcje tu znajdziemy? Między innymi dmuchańce dla najmłodszych, rodzinny coaster Tajfun, wieżę swobodnego spadku Crazy Tower, kilka ekstremalnych i klasycznych karuzel, Space Loop (platforma, która unosząc się i opadając, obraca swoich pasażerów do góry nogami nad tryskającą wodą), katapultę Bungee Ejection, gabinet luster, zamek strachu, autodrom (autka zasilane prądem z podłogi i sufitu), water zorbing (czyli kule turlające się po wodzie), dziecięcy tor wodny z gondolami, stylizowane rowery wodne, parasolki, karuzela wiedeńska, diabelski młyn, ciuchcia oraz krzywy dom.
Testowaliśmy autodrom, ale Młodemu nie podobało się ciągłe zderzanie z innymi pojazdami, a także zamek strachów, który okazał się rozczarowująco malutki, raptem trzy „straszne” atrakcje. Może i dobrze, bo Dżordż ciut się bał 😉
Ocean Park, Władysławowo
Jedna z największych atrakcji Władysławowa. Nie będę się tutaj o niej zbytnio rozpisywać, niedługo napiszę więcej w osobnym wpisie 🙂 Tytułem wyjaśnienia: Ocean Park to park tematyczny, w którym obejrzeć możemy rzeźby oceanicznych stworzeń w skali 1:1, replikę wioski rybackiej, porozmawiać z wielorybem 😉 , zajrzeć do papugarni oraz pobawić się na ogromnym placu zabaw. Widać, że miejscu przydałoby się odświeżenie, ale dla dzieciaków jest to naprawdę ciekawa atrakcja.
Hel
Urokliwe nadmorskie miasteczko ze sporą liczbą atrakcji, idealne zarówno dla wielbicieli muzeów, jak i entuzjastów przesiadywania na plaży 🙂
Muzeum Rybołówstwa. Oddział Narodowego Muzeum Morskiego, Hel
Muzeum, którym Dżordż był zachwycony 🙂 Nam zresztą też bardzo się podobało. Muzeum Rybołówstwa mieści się w poewangelickim kościele świętych Piotra i Pawła z XV wieku, położonym tuż obok portu.
Na wystawach prezentowane są eksponaty związane m.in. Bałtykiem, z dziejami rybołówstwa na Zatoce Gdańskiej i Zalewie Wiślanym oraz historią Mierzei Helskiej (łodzie, sieci, elementy stroju i wyposażenia rybaka, fauna Bałtyku itd.). W muzeum prezentowane są także wystawy czasowe (podczas naszej wizyty była to wystawa rzeźby drewnianej, z dużą liczbą tak lubianych przez Młodego masek). Na szczycie wieży znajduje się taras widokowy, z którego rozpościera się przepiękny widok na Hel. Natomiast na terenie wokół muzeum zobaczyć można skansen tradycyjnych łodzi rybackich.
Fokarium Stacji Morskiej im. Prof. Krzysztofa Skóry Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu
Jeśli gościcie na Helu, nie możecie nie odwiedzić tamtejszego fokarium, położonego przy Bulwarze Nadmorskim 🙂 Jest to część placówki naukowo-badawczej Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego i jednocześnie absolutna atrakcja numer 1 miejscowości. A już szczególną atrakcją jest pokaz karmienia mieszkańców 🙂
Warto odwiedzić helskie forkarium, jeśli nawet nie po to, by się czegoś o fokach dowiedzieć, to po to, by wesprzeć je finansowo w realizacji cennej misji tejże jednostki, jaką jest m.in. odtworzenie kolonii foki szarej w akwenie południowego Bałtyku oraz trwałe zabezpieczenie gatunku przed wyginięciem.
Muzeum Helu
To kolejne fascynujące helskie muzeum, w którym spędziliśmy dobrych kilka godzin. A zwiedzanie zaczęliśmy trochę nietypowo, ponieważ od… karmienia kur 😀 Przedstawicieli różnych zachwycających oko ras zobaczyć można przy jednym z muzealnych budynków, a u miłego Pana sprzedającego bilety nabyć możemy specjalną karmę dla tych ptaków 😉 Polecam udać się na tyły budynku, tam znaleźć można kury, które chyba niewielu turystów odwiedza, a tym samym są one zdecydowanie chętniejsze do degustacji karmy, niż ich koleżanki z frontu 😀
Na terenie muzeum utworzono także ogródek botaniczny.
Wystawy podzielono na część etnograficzną i przyrodniczą. W ramach tej pierwszej możemy zobaczyć m. in. brzeg rybacki (w wersjach jesiennozimowej i wiosennoletniej), z łodzią rybacką wypełniona sprzętem rybackim, a także pieczołowicie odtworzone na podstawie XIX-wiecznych zdjęć i sztychów z wykorzystaniem oryginalnych mebli i sprzętów gospodarczych pomieszczenia chaty kaszubskiej. Na zwiedzających czekają również eksponaty prezentujące lokalną sztukę i folklor, sztukę użytkową, zabawki…
W ramach ekspozycji przygotowano również wystawę poświęconą staremu Helowi i jego rozwojowi na przestrzeni stuleci.
W muzeum obejrzeć można również wystawę o tematyce przyrodniczej, prezentującej m.in. ptaki zatoki puckiej (ukazane w odtworzonym naturalnym środowisku), a także odtworzony XIX-wieczny warsztat bursztynnika, wraz z oryginalnymi narzędziami do połowu i obróbki bursztynu. Wystawa umożliwia nam także poznanie historii połowu bursztynu na polskim wybrzeżu, a także podziwianie zachwycających okazów bursztynu z różnych zakątków świata.
Muzeum Kolei Helskich
Jeśli macie w domu mniejszych lub większych entuzjastów kolei, warto, będąc na Helu, odwiedzić tamtejsze Muzeum Kolei Helskich. Do siedziby muzeum dojeżdżamy jedną z linii kolejki wąskotorowej Muzeum Obrony Wybrzeża. Wokół schronu mieszczącego Muzeum Kolei Helskich znajduje się wystawa plenerowa prezentująca elementy taboru kolejowego wąsko- i szerokotorowego. Większość dużych eksponatów można dotknąć, do niektórych nawet wsiąść 🙂 A za dodatkową, niewielką opłatą można się nawet przejechać motocyklem z dostawką – gwoli ścisłości w roli pasażera 😉 Przejażdżka może nie jest zbyt długa, ale wrażeń nie brakuje 🙂 Młody i Tata byli zachwyceni 😉
Muzeum Obrony Wybrzeża
W skład położonego w lesie muzeum wchodzi stanowisko B2, służący obecnie za budynek wystawowy oraz skansen militarny wokół tego stanowiska. W skansenie wystawione są obiekty wielkogabarytowe, takie jak armaty, miny morskie, torpedy i wyrzutnie torpedowe, samochody strażackie i samochód sanitarka. Znajduje się tu również kuchnia polowa (serwująca naprawdę dobrą grochówkę 🙂 ), strzelnica sportowa oraz stacja kolejki wąskotorowej wożącej turystów do Muzeum Kolei Helskich.
W budynku wystawowym można z kolei obejrzeć ekspozycje poświęcone m.in. wielkim tragediom morskim 1945 roku, wojnie i medycynie (do zobaczenia są odtworzone gabinety Roentgena z Pucka i niemiecki gabinet zabiegowy), obronie Helu i Morskiemu Dywizjonowi Lotniczemu w Pucku, a także historii baterii 406 mm Schleswig-Holstein. Wszystko to oczywiście jest bardzo ciekawe i z pewnością w muzeum można spędzić grube godziny, o ile nie jesteście akurat z 3,5-letnim dzieckiem, którego akurat to muzeum interesowało najmniej. W odróżnieniu od jego Taty 😉
Wieża Kierowania Ogniem-Muzeum Obrony Wybrzeża
Kolejnym obejrzanym przez nas obiektem, należącym zresztą do Muzeum Obrony Wybrzeża, była wieża kierowania ogniem. Dolne piętra wieży to dawne pomieszczenia dowodzenia baterii 406 mm Schleswig-Holstein, obecnie zamienione na ekspozycje muzealne. Wśród wystaw znajdziemy m.in. te poświęcone kpt. ż. wlk. Olgierdowi Borchardtowi, sprzętowi łączności wojskowej (ta podobała się Młodemu najbardziej, dużo rzeczy do dotykania, naciskania itd.), polskiemu wywiadowi w czasie II wojny światowej oraz oraz wystawę modeli pojazdów pancernych II wojny światowej. Natomiast na szczycie wieży znajduje się obecnie taras widokowy, z którego rozciąga się widok na lasy, morze, cypel i zatokę.
Plaże: Władysławowo/Chłapowo, Jurata, Hel
Obowiązkowy punkt wizyty nad każdym chyba morzem 🙂 Niezależnie o temperatury i warunków pogodowych. Najbardziej polecamy chyba Juratę – plaża jest piękna, duża, czysta (jak na nasze standardy), nie było tu takich tłumów jak na pograniczu tej zlokalizowanej w Chłapowie. Ta jest z kolei najgorsza – darmowa toaleta w postaci dwóch zaledwie toi toi ustawionych przy zejściu „wąwozowym” na takie tłumy ludzi to jakaś pomyłka… Inne zejście, prowadzące po schodach, to jakiś koszmar, lepiej już pójść do tej z zejściem zjazdowym, przynajmniej z wózkiem nie ma kłopotu. Szkoda tylko że podjazdy u nas kończą się w zasadzie tam, gdzie zaczyna piasek. Jeśli jesteś turystą z małym dzieckiem lub podróżujesz na wózku to – nie ma się co oszukiwać – masz problem.
Lepiej pod względem toaletowym prezentują się plaże w Juracie i na Helu. Toalety są tam co prawda płatne, ale jest w nich czysto i zdecydowanie więcej miejsca.
W Juracie oprócz leżaków możecie wynająć słynne kosze, w tym te bardzie „wypasione”. Nawet te podstawowe są naprawdę bardzo wygodne i komfortowe, a cena nie jest zbyt wygórowana (ok. 50 zł za dwuosobowy na cały dzień). Hel również ma ładną, choć od strony fokarium nieco wąską plażę. Jest czysto, można wynająć leżaki i parasole. Największy ścisk i parawaning panuje oczywiście we Chłapowie, tamtejsza plaża była też zdecydowanie najbrudniejszą.
Wspólnym minusem wyżej wymienionych plaż jest brak ogólnodostępnych atrakcji dla dzieci. Pewnym wyjątkiem była Jurata, w której za opłatą dzieciaki mogły poskakać na dmuchanej ogromnej poduszce, która po kilku godzinach była jednak bardzo gorąca.
Plaża we Władysławowie/Chłapowie
Spacer po Juracie
Skoro zdecydowaliśmy się na przyjazd do Juraty, celem korzystania z uroków tamtejszej plaży, postanowiliśmy w trakcie naszej pierwszej wizyty nieco po tym luksusowym ponoć kurorcie pospacerować. Trudno mi ową luksusowość ocenić z perspektywy turysty – spacerowicza, to z pewnością łatwo zauważyć kameralny charakter tej miejscowości i niesamowity (zwłaszcza w porównaniu z Władysławowem) spokój w niej panujący. Nie można też pominąć naprawdę urokliwego położenia Juraty. To naprawdę dobre miejsce, by odpocząć od zgiełku. Nawet jeśli nie jest najtańsze 😉
Latarnia Morska Rozewie
Jedna z większych atrakcji turystycznych okolic Władysławowa, z pewnością warta zobaczenia. Latarnia w swoim pierwotnym kształcie powstała w 1822 r. Od tego czasu była dwukrotnie podwyższona, ostatni raz w 1978 roku. Wtedy również zainstalowano inne źródło światła.
We wnętrzach znajduje się Muzeum Latarni Morskich, w którym można zobaczyć m.in. poprzedni reflektor latarni wraz z wyposażeniem elektrycznym, a także szereg makiet innych latarni morskich polskiego wybrzeża.
Wieża latarni jest wysoka na blisko trzydzieści trzy metry, a sam jej budynek bardzo charakterystyczny – biała dolna część i czerwona część górna. Z tarasu latarni można podziwiać panoramę morza i okolic.
Latarnię mogą zwiedzać dzieci powyżej 4 roku życia i o minimum 105 cm wysokości. Odrobinę nagięliśmy rzeczywistość, bo o ile kryterium wzrostu Młody spełnia, to do czwartych urodzin jednak trochę mu brakuje. Wymóg podyktowany jest ponoć tym, ze dzieci muszą wejść na górę i zejść z powrotem samodzielnie, ponieważ nie można ich wnieść na rękach, schody są bowiem zbyt strome i wąskie. Wyjaśniliśmy to Młodemu i ustaliliśmy, ze jeśli będzie chciał na rączki, to schodzimy na dół, ale był bardzo zdeterminowany, by wejść. Wszedł i zszedł bez zająknięcia i był z siebie niezwykle dumny 🙂 Do tego fascynowały go makiety latarni morskich, nawet chciał, żeby czytać mu opisy.
Wycieczka do Pucka
Do Pucka wybraliśmy się przede wszystkim z myślą o wizycie w tamtejszej sali zabaw (Młody był spragniony szaleństw w takim miejscu), jedynej, jaką udało nam się znaleźć w najbliższych okolicach Władysławowa. Przy okazji zobaczyliśmy m.in. tamtejszy stary rynek, obecnie zwany Placem Wolności, Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz port.
Młodemu szczególnie przypadały do gustu kościół i fontanna na rynku 🙂
Funpark Croco-Roco Crocusiowa Przystań Puck
Na koniec, wspomniana nieco wyżej sala zabaw w Pucku. Podobnie, jak w przypadku Ocean Park, nie napiszę teraz zbyt dużo na temat tego miejsca, ponieważ chce mu poświęcić osobny wpis. Skrótowo zatem, Crocusiowa Przystań to świetne miejsce dla dzieci w różnym wieku (jest też wydzielona strefa dla najmłodszych). Jest bardzo czysto, dużo przestrzeni do zabawy, konstrukcja może niezbyt wysoka (ograniczenie wynikające z wysokości pomieszczenia), za to dość rozbudowana i rodzic może się na niej bawić z dzieckiem 🙂 A jeśli nie ma na to ochoty lub musi odpocząć, figloraj udostępnił sporą strefę relaksu 😉 Polecamy 🙂
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂