Dziś zapowiadana druga część pooscarowego skrótowca 🙂
Historia małżeńska 7/10 – przejmujący, przygnębiający i wzruszający film o tak delikatnej sprawie, jaką jest rozpad małżeństwa i proces rozwodowy. Główni bohaterowie to para nie tylko prywatnie, ale i zawodowo – on jest reżyserem teatralnym, ona aktorką, jego muzą. Widzimy, jak wraz z erozją małżeństwa również i na tym polu bohaterowie przeżywają kryzys. Czy może na odwrót – jak niespełnienie zawodowe i chęć realizacji marzeń aktorskich przyczynia się do kryzysu w życiu prywatnym. Obserwujemy postępujące ochłodzenie we wzajemnych relacjach, coraz częstsze wybuchy żalu i pretensji. Obie strony konfliktu nie są bez winy, każdy ma na sumieniu mniejsze lub większe zaniedbania, brak szczerości, otwartości na potrzeby partnera. A największa ofiarą całej sytuacji jest oczywiście, jak zawsze, dziecko, o opiekę nad którym toczy się walka. Pewną nadzieję daje nam zakończenie, pozwalające wierzyć, że jednak historia ta może mieć happy end… Film, oprócz dobrego scenariusza, to przede wszystkim popis gry aktorskiej. Na pierwszym planie błyszczy Adam Driver. Gra Scarlett Johansson przemawia do mnie niestety w mniejszym stopniu, czasem mam wrażenie, że aktorka przeszarżowała. Na drugim planie widzimy świetnych Alana Aldę, Raya Liottę oraz Laurę Dern (choć tu mam wrażenie, że widzę Renatę Klein z Wielkich kłamstewek), w rolach prawników, którzy chcąc zarobić na rozwodzie, z premedytacją zaostrzają konflikt i utrudniają bohaterom porozumienie się. Niektóre sceny w filmie są tak absurdalne, a zachowanie bohaterów tak irracjonalne że aż… prawdziwe. Największym plusem produkcji jest jednak to, że nie pozostawia widza obojętnym, wzbudza w nim emocje. Zmusza do pochylenia się nad własnym życiem uczuciowym, nad naszymi związkami i zachęca do pracy nad nimi. Póki jeszcze jest na to czas.
Rocketman 8/10 – nie jestem tu obiektywna, bo Eltona Johna uwielbiam, a jego muzykę kocham od dziecka 🙂 Film bardzo mnie poruszył, a historia nieśmiałego, niekochanego i pozbawionego poczucia własnej wartości człowieka o ogromnym talencie autentycznie wzruszyła. Wiem, że to musical, ale trochę mi te taneczno – fantastyczne wstawki psuły efekt. Natomiast brawa należą się Taronowi Egertonowi za rolę Eltona i wykonanie jego piosenek – i choć na nominację do Oscara (ani tym bardziej na samą nagrodę) ta rola jednak nie zasługiwała w tym roku, to jest to jeden z wielu powodów, dla których Rocketman jest filmem o niebo lepszym od Bohemian Rhaposdy. No i ten pomysł, by w każdy wątek z życia gwiazdora wkomponować jeden z jego hitów, pasujący tekstowo do całej historii – rewelacja. Już chyba nigdy w ten sam sposób nie będę słuchała tej muzyki.
Małe kobietki 9/10 – kolejna ekranizacja słynnej powieści Louisy May Alcott, tym razem w reżyserii Grety Gerwig. Byłam bardzo ciekawa, czy można jeszcze coś nowego w tej sprawie powiedzieć, po udanej (i bardzo przeze mnie osobiście lubianej) ekranizacji z 1994 roku. Szczęśliwie dla mnie jako widza okazało się, że tak 🙂 Świeże podejście i świetny scenariusz, który wydobywa z powieści nowe przesłanie i znaczenia, oraz doskonałe aktorstwo (zwłaszcza kobiecej części obsady – Saoirse Ronan w roli Jo, Florence Pugh jako Amy oraz Laura Dern jako Marmee March są fantastyczne) czyniące z bohaterów postaci z krwi i kości sprawiają, że jest to chyba najlepsza z dotychczasowych ekranizacji 🙂 A przynajmniej najlepsza dla tych czasów, w których żyjemy 😉
Jojo Rabbit 9/10 – niezwykłe wzruszające kino, z fantastyczną Scarlett Johansson (podobała mi się tu dużo bardziej, niż w Historii małżeńskiej) w roli matki tytułowego Jojo, która w formie komedii mówi o wojnie widzianej oczami dziecka, sile propagandy i kłamstwa, poznawaniu prawdy o sobie samym. Dziesięcioletni Jojo jest nazistą. A przynajmniej bardzo chce nim lub tylko tak mu się tylko wydaje, bo na otaczającą go wojenną rzeczywistość patrzy przez różowe okulary, ulegając wszechogarniającej propagandzie. A poza tym przyjaźni się z wyimaginowanym, pokazanym tu w przerysowany i karykaturalny sposób, Adolfem Hitlerem (Taika Waititi), który zastępuje mu nieobecnego ojca. Z matką, którą bardzo kocha, politycznie mu trochę nie po drodze, kobieta stara się go chronić przed nazistowską propagandą. Jojo wyczekuje na wielki dzień, w którym weźmie udział w obozie treningowym dla Hitlerjugend i stanie się prawdziwym mężczyzną. Wszystko jednak idzie nie tak, nasz bohater zyskuje tytułowe przezwisko, a na jego nieskazitelnym wyobrażeniu o III Rzeszy pojawia się pierwsza rysa. Co więcej, Jojo poznaje kogoś, kogo powinien i stara się nienawidzić, ale jakoś nie potrafi. I tak pojawiają się kolejne rysy… Świetne kino z bardzo aktualnym przesłaniem.
Le Mans ’66 8/10 – film (występujący też pod tytułem Ford vs Ferrari), o którego bohaterach pierwszy raz usłyszałam w jednym z odcinków The Grand Tour. Produkcja opowiada (stosunkowo luźno trzymając się faktów) o dwóch niezwykłych konfliktach. Po pierwsze, o rywalizacji koncernów Ferrari i Forda w legendarnym wyścigu. Po drugie, o rywalizacji niezależnych konstruktorów pracujących na zlecenie kontra wielki koncern i jego trybiki. Otóż w efekcie konfliktu zawodowo – osobistego pomiędzy Enzo Ferrarim a Henrym Fordem II, ten drugi zwrócił się do świetnego konstruktora samochodów, a przy tym byłego kierowcy Carrolla Shelby’ego (w tej roli solidny jak zawsze Matt Damon), zwycięzcy Le Mans z 1959 roku o pomoc w stworzeniu samochodu zdolnego pokonać Ferrari. Jego najważniejszym partnerem został, rewelacyjny, choć „nieco” 🙂 temperamentny kierowca Ken Miles (dobrze czujący się w tej roli i mówiący z fantastycznym akcentem Christian Bale 🙂 od razu sobie człowiek przypomina, że aktor pochodzi z UK 🙂 ), który również zajmował się konstrukcją aut. Wraz z zespołem mają stworzyć maszynę, która pokona Włochów. Ale oprócz przeszkód natury technicznej i mocno ograniczonego czasu, muszą poradzić sobie z kłodami rzucanymi pod nogi przez korpo – maszynę. Choć scenariusz jest utrzymany w typowo hollywoodzkim stylu, film trzyma tempo i dobrze się to ogląda 🙂 Produkcja zachwyca natomiast w kategoriach technicznych przy okazji ukazania zmagań podczas Le Mans (zdjęcia, montaż, dźwięk).
Gorący temat 7/10 – jakiś czas temu głośno było o serialu Na cały głos z wybitną rolą Russella Crowe, opowiadającym o tym, jak to Roger Ailes, tworzył propagandową stację telewizyjną Fox News, a przy okazji na przestrzeni lat bezkarnie molestował kobiety korzystając z władzy, jaką posiadał. Teraz dostaliśmy film z grubsza o tym samym, z gwiazdorską obsadą, przy czym tym teraz opowieść śledzimy z perspektywy trzech kobiet, dziennikarek, będących na rożnych etapach kariery – w tych rolach zmieniona nie do poznania Charlize Theron, a także Nicole Kidman i Margot Robbie. W serialu było więcej Ailesa, którego mistrzowsko kreował Crowe. Widzieliśmy, jak budował swoją potęgę. Tutaj, w wykonaniu Johna Lithgowa, jest go mniej, widzimy go już u schyłku „panowania”. Co więcej przedstawiono go niemal wyłącznie jako obleśnego, niedołężnego starucha, a nie potężnego, niezwykle wpływowego człowieka, którego wszyscy się boją. Nie czuć zupełnie, dlaczego ofiary, tak liczne przecież, przez lata nie zgłaszały problemu. Panie również wypadają średnio, zwłaszcza Kidman, grająca te samą postać co Naomi Watts w serialu, czyli Gretchen Carlson, która jako pierwsza wystąpiła przeciw Ailesowi. Jeśli nie macie czasu na serial, możecie obejrzeć film. Jeśli jednak nie lubicie spłyconych historii, wersji light, wybierzcie serial.
Ból i blask 7/10 – kolejny w tym zestawieniu film o życiu, a przy tym niezwykle autobiograficzna i intymna opowieść Pedro Almodovara. Bohaterem jest reżyser Salvador Mallo (doskonały Antonio Banderas), przeżywający kryzys artystyczny, którego stałym elementem życia jest cierpienie. I to fizycznie (mnóstwo dolegliwości wszelkiej maści), i duchowe (depresja). Wraz z nim cofamy się do czasów dzieciństwa i młodości, do matki (Penélope Cruz), do rodzinnych stron, pierwszych przyjaźni i miłosnych uniesień. Cały film kręci się wokół walki człowieka z bólem i niemocą oraz oswajania upływającego nieubłaganie czasu. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jest to produkcja bardzo bezpieczna i zachowawcza, pozbawiona iskry. Niestety.
Dwóch papieży 7/10 – aktorski pojedynek Anthonego Hopkinsa (Benedykt XVI) i Jonathana Pryce’a (Franciszek), wygrany w mojej opinii przez tego drugiego, w którym twórcy powracają do jednego z bardziej nieoczekiwanych momentów w historii Watykanu, gdy po ośmiu latach dochodzi do nieoczekiwanego zakończenia pontyfikatu Benedykta XVI. Obraz oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, nie jest to jednak fabularyzowany dokument. Twórczości własnej scenarzystów jest bardzo dużo i to się czuje. Choć główną oś filmu stanowi emocjonująca konfrontacja dwóch skrajnie odmiennych osobowości, poglądów, wizji Kościoła, jego przyszłości i naprawy, to w znacznym stopniu jest to obraz ocieplający wizerunek i ukazujący nam obu papieży przede wszystkim jako ludzi, pełnych słabości i niedoskonałości. Dobrze się to ogląda, głównie ze względu na odtwórców głównych ról, choć zapewne z faktami ma film niewiele wspólnego 🙂 Ale tego pewnie się nie dowiemy nigdy 😉
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂