Skrótowiec popkulturalny #2 – Wpis pooscarowy cz.I

Dziś wpis po-oscarowy 🙂 Jak co roku z Panem Mężem bawiliśmy się w typowanie zwycięzców Oscarów (taka nasza tradycja od dobrych kilku lat) i z dumą donoszę, że po ubiegłorocznej klęsce tym razem wygrałam ja stosunkiem 13 do 11 (rok temu 9 – 11, ehhh) 😉 Wymagało to oczywiście obejrzenia większości nominowanych produkcji (co niekiedy bywa drogą przez mękę), poczytania o tych nieobejrzanych (zwłaszcza o dokumentach), zaznajomienia się z laureatami najważniejszych wyróżnień w branży filmowej mijającego sezonu, którzy otrzymali nominacje do Nagród Akademii Filmowej oraz uwzględnienia dotychczasowych trendów w gustach tejże Akademii.

Poniżej moje subiektywne odczucia co do nie zawsze do końca obejrzanych filmów nominowanych choć w jednej kategorii do Oscara. Uwaga, może zawierać spoilery 🙂

PS Od razu wyjaśniam – Zimnej Wojny nie widzieliśmy.

  1. Bohemian Rhapsody – Jezu, co za nudny film. Naprawdę, jak można zrobić tak słaby film, będący zlepkiem luźno powiązanych scen, o jednym z najlepszych rockowych zespołów wszechczasów i jednym z najgenialniejszych wokalistów, jakim w końcu był Freddie Mercury? Przykre, że największą zaletą filmu jest muzyka Queen, bo przecież do jej słuchania ten film nie jest nikomu do niczego potrzebny. Widać, że Rami Malek się starał, ale sztuczna szczęka do zagrania Freddiego moim skromnym zdaniem nie wystarcza. Przyznam, że za Malekiem nie przepadam – jest głównym powodem, dla którego po pierwszym sezonie pożegnałam się z serialem Mr. Robot. Ja się na serio pytam – za co ten Oscar? Zdjęcie Freddiego ma więcej charyzmy, poważnie… 4/10
  2. Czarne bractwo. BlacKkKlansman – mnie nie zachwycił, rzekłabym, że przeciętny film, a Spike Lee robił zdecydowanie lepsze, ale klimat był inny i tamtych produkcji nikt specjalnie nie nagradzał, więc teraz to nadrabiamy 🙂 Historia cokolwiek absurdalna, no ale życie takie pisze. John David Washington gra w porządku, ale sukcesu swojego ojca chyba nie powtórzy (talent zresztą też nie ten), ale za to jest Adam Driver, który dla mnie wielki byłby nawet robiąc za wieszak na ubrania 🙂 No i Topher Grace 😀 Kto pamięta Różowe lata siedemdziesiąte ? 😛 6/10
  3. Green Book – tzw. film drogi 🙂 A poza tym fajna bajka, inspirowana prawdziwą historią (z ostatnich doniesień – bardzo luźno) o tym, jak rasista przestaje być rasistą, jak rodzi się męska przyjaźń, jak człowiek poznaje samego siebie i pokonuje własne słabości, jak bardzo było źle Afroamerykanom w latach 60. XX wieku plus kolejna porcja rozliczeń USA z własną historią. Brzmi znajomo? I słusznie, bo to klasyczna, szlachetna historia skrojona pod Oscary. Ale dobrze się to ogląda, jest to film w stylu „ku pokrzepieniu serc” i rzeczywiście te serca krzepi, mimo swojej naiwności 😉 No i jak to jest zagrane – Mahershala Ali i Viggo Mortensen tworzą niesamowity duet, który na równi bawi i wzrusza. Obu Panów ogląda się z ogromną przyjemnością. Oscar dla Aliego w pełni zasłużony, a Mortensen, no cóż, po cichu liczyłam, że mu się uda. Może następnym razem 😛 8/10
  4. Can You Ever Forgive Me? – nieco niedoceniony film, a szkoda, bo to prawdziwa perełka. Ekranizacja wspomnień Lee Israel (zasłynęła fałszowaniem listów znanych osobistości, które następnie sprzedawała) komedią nie jest, co może sugerować udział Melissy McCarthy, mnie osobiście kojarzącej się głównie z wyjątkowo denerwującymi i nieco głupawymi produkcjami. Miła odmiana i prawdziwe zaskoczenie  Dzięki wspaniałym kreacjom aktorskim zarówno jej, jak i Richarda E. Granta (nominacje w pełni zasłużone), którzy dzięki ciekawemu scenariuszowi mają co grać i ogląda się ich z prawdziwą przyjemnością, jest to jeden z ciekawszych filmów oscarowych. Nie brakuje tu tonów komediowych, jest to jednak humor słodko-gorzki, bo i życie naszej niezbyt dającej się lubić bohaterki raczej do usłanych różami nie należało. Film koniecznie trzeba zobaczyć. 8/10
  5. Roma – ten bardzo osobisty film Alfonso Cuaróna to prawdziwa perełka, zarówno dzięki kameralnej, niespiesznie opowiadanej historii, doskonałemu aktorstwu, a także przepięknym zdjęciom autorstwa samego reżysera. Od strony wizualnej jest to obraz naprawdę przepiękny. Film to opowieść o dwóch kobietach pochodzących z całkowicie różnych światów – służącej i jej pracodawczyni, które poprzez życiowe perypetie są sobie jednocześnie bardzo bliskie, ale i dalekie, wpierają się w bardzo trudnych dla siebie chwilach, są prawie „rodziną”, ale nie mamy wątpliwości kto jest kim, zresztą są w filmie sceny, kiedy pani „przypomina” służącej Cleo, gdzie jest jej miejsce. W tle widzimy historię Meksyku z początku lat 70., nadal obecne podziały i konflikty społeczne, wszystko to pokazano bardzo nienachlanie – ot, po prostu czasem ta wielka polityka i jej konsekwencje dotykają codziennego życia zwykłego człowieka. Trudno opisać, czemu tak naprawdę dzieło Cuarona zachwyca, ten pełen ciepła, melancholijny film po prostu trzeba zobaczyć. W ciszy i skupieniu. Zaangażować się. Po prostu poczuć tę historię. 10/10
  6. Vice – jeden z moich ulubionych filmów oscarowych tego sezonu 🙂 Już sam reżyser w osobie Adama McKaya, który był także scenarzystą, nastawiał mnie do filmu bardzo pozytywnie, jako że jego poprzednia produkcja – Big Short – zrobiła na mnie swego czasu ogromne wrażenie i ogromnie polubiłam styl tego reżysera. Vice to mocne, zaangażowane kino i brawurowo nakręcona biografia Dicka Cheneya – w tej roli największy kameleon Hollywood Christian Bale 🙂 – jednego z najpotężniejszych wiceprezydentów Stanów Zjednoczonych (sprawował urząd za prezydentury Georga W. Busha Juniora, w tej roli Sam Rockwell), ukazując przy tym kulisy amerykańskiej polityki. Film pokazuje życie i karierę Cheneya, który z poziomu jednocześnie pozbawionego charyzmy i żądnego władzy biurokraty dochodzi do szczytów władzy, poświęcając przy równie wiele czasu życiu prywatnemu głównego bohatera (w tym jego problemom z okresu młodości, również alkoholowym, motywacjom, jakimi się kieruje … Plus humor, genialny montaż i równie genialna charakteryzacja, która sprawia, że wszyscy wyglądają niczym klony amerykańskich polityków. Aktorzy w tym filmie błyszczą, zwłaszcza Bale, ale równie wybitnie sprawuje się drugi plan, zwłaszcza Amy Adams jako Lynne Cheney oraz Steve Carell jako Donald Rumsfeld. Mnie osobiście nieco zdumiała nominacja dla Sama Rockwella, który na ekranie pojawia się stosunkowo krótko i nie pokazuje niczego specjalnego oraz jednoczesny brak nominacji dla Carella, który stworzył kolejną swoją fantastyczną kreacją. Fenomenalne, błyskotliwym i przy tym zwariowane kino. 9/10
  7. Faworyta/The Favourite – mam problem z tym filmem. Tematyka jest mi bardzo bliska , aktorstwo wszystkich trzech pań, które oglądamy na ekranie jest wybitne (zwłaszcza Olivii Colman i Rachel Weisz), kostiumy i scenografia – przepiękne. Jest to osadzona na brytyjskim dworze opowieść o tematyce bardzo uniwersalnej – żądzy władzy i walce o wpływy, słabości i sile, o ludzkiej psychice. A mimo to kompletnie mnie nie wciągnęła. Nie byłam w stanie się w tę historię zaangażować, najzwyczajniej w świecie nużył mnie ten film. Strasznie męczyły mnie zdjęcia („rybie oko”) i drażnił czarny humor, który zazwyczaj lubię. Chyba styl Lanthimosa do mnie, póki co, nie przemówił. I dlatego nie dotrwałam do końca seansu. Ale nauczona doświadczeniem pewnie dam Faworycie jeszcze jedną szansę – Manchester by the sea za pierwszym razem też mnie wynudził, a potem … skradł me serce 🙂
  8. Czarna Pantera/Black Panther – na wstępie małe wyjaśnienie: tak, lubię kino superbohaterskie, nawet bardzo. A dobre kino superbohaterskie lubię jeszcze bardziej 🙂 Tak jest w tym przypadku 🙂 „Czarna Pantera” to naprawdę rewelacyjny film rozrywkowy, z dużą dawką humoru, efektowny i świetnie zagrany, jeden z lepszych w swojej kategorii 🙂 Fantastyczna muzyka i przepiękne, naprawdę fantastycznie pomyślane kostiumy inspirowane strojami afrykańskich plemion oraz robiąca wrażenie scenografia 🙂 I tak, jest to w pewnym sensie połączenie Króla Lwa z marzeniem o „wielkiej/potężnej Afryce” i filmowym przesłaniem na temat obecnej sytuacji społeczno – politycznej w Afryce i jej historycznych korzeni. PS Mam do tej produkcji słabość również z tego względu, że to ostatni film jaki widziałam w kinie (i to na Walentynki :-p) zanim Młody zawitał na ten świat 😛 9/10
  9. CDN…

To na tyle tym razem. Część druga wkrótce 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *