Ostatnio Pierworodny od czytania mu opowieści fabularyzowanych, co swego czasu uwielbiał, zdecydowanie woli sam przeglądać wybrane pozycje książkowe 🙂 Na topie są dotykanki, książki z „dziurkami”, klapkami, otwieranymi okienkami, typu „przesuń paluszkiem” i słowniki obrazkowe 🙂 Na pierwszy ogień – dotykanki!
Seria Moje pierwsze… 5 stron dotykanek (Wyd. Olesiejuk)
Zakupione swego czasu w jednym z dyskontów cztery kartonowe książeczki, w których znajdują się kontrastowe obrazki i zróżnicowane materiały dotykowe. W skład serii wchodzą następujące tytuły : Moje pierwsze kształty, Moje pierwsze 123, Moje pierwsze słowa oraz Moje pierwsze kolory. Lord Dżordż uwielbia przeglądać wszystkie cztery, w każdej ma swoje ulubione strony, które namiętnie maca 🙂
Seria “That’s not my…” wydawnictwa Usborne Children’s Books
Jako mama wydawnictwo Usborne ubóstwiam. Mają absolutnie genialne książeczki dla maluchów, solidnie wykonane, bardzo ładnie ilustrowane, bogate w treści i bezpieczne dla małego czytelnika ze względu na zaokrąglone rogi. W Polsce są dostępne dzięki kilku księgarniom, łatwo znaleźć je w Sieci, można też skorzystać z usług Amazona. Z tej konkretnej serii mamy niestety, póki co, tylko jedną książeczkę, o piratach, którą Pierworodny uwielbia 🙂
Seria “That’s not my…” jest bogata w pozycje, poświęcone różnym bohaterom – od aniołków poczynając, przez różne zwierzątka, czarownice, na lalkach kończąc. Wszystkie książeczki zbudowane są na tej samej zasadzie – na każdej stronie znajduje tytułowy bohater, ale nie jest to ten „nasz” bohater, bo np. jego opaska jest zbyt nierówna, kapelusz zbyt miękki etc. – o czym oczywiście możemy się przekonać dotykając wymienionej w tekście rzeczy. Dopiero na ostatniej stronie mały czytelnik znajduje „swojego” pirata, bałwanka, Świętego Mikołaja 🙂
Seria “Supermiękkie zwierzęta…” wydawnictwa Olesiejuk
Cztery całokartonowe książeczki z dość miękkimi zwierzątkami, które maluch może poczuć paluszkami, pomiziać i pogłaskać, okraszone krótkimi, prostymi tekstami. W skład serii wchodzą zwierzęta domowe, leśne, wiejskie i w Zoo, z czego zakupiłam całkiem niedawno w Biedronce te o zwierzakach domowych i leśnych.
Ilustracje są ciekawe, kontrastowe, jednak, powiem szczerze, że szału nie ma. Pierworodny czasami książeczki przejrzy, czasem macnie, ale najczęściej wylatują one z jego książkowego koszyka niczym wystrzelone z katapulty (trzeba uważać, naprawdę 😉), kiedy Młody szuka interesującej go pozycji 🙂 Kto wie, może się jeszcze przekona…
Ale, ale, dwie uwagi. Wszystkie książeczki całokartonowe, które daję Dżordżowi, przecieram wilgotną szmatką, bo przecież jak Młody czegoś nie pogryzie, to znaczy, że dokładnie się z tym nie zapoznał, dlatego mam zastrzeżenie do tych książek – przetarte wilgotną szmatką elementy dotykankowe niestety farbują… Strony są dość cienkie w porównaniu do wcześniej opisanych w tym wpisie książek tego wydawnictwa, więc małemu odkrywcy łatwo je pognieść i pogryźć. Co więcej, faktura wszystkich dotykanek jest niestety taka sama. Może stąd małe zainteresowanie Młodego.
Seria “Bawmy się w berka…” wydawnictwa Olesiejuk
Kolejne dotykankowe pozycje od Wydawnictwa Olesiejuk. W tej liczącej cztery książeczki serii zwierzaki mieszkające w morzu, na sawannie, w lesie i na podwórku (dwie ostatnie mamy) bawią się w berka. Dziecko dotykając zwierzątek może wyczuć fakturę ich sierści, futra lub skóry. Ciekawy kształt książek, ładne obrazki, ale faktura dotykanek jest bardzo podobna do „Supermiękkich…”, wszystkie one są takie same i niestety też farbują. Pierworodny ma do nich stosunek dokładnie taki sam jak do “Supermiękkich zwierząt…”.
Książeczki dotykowe „Pierwsze rzeczy” i „Zwierzęta do głaskania” wydawnictwa Schwager & Steinlein Verlag
Nasz ostatni dotykankowy nabytek zakupiony w Lidlu. Książeczki są absolutnie genialne, a Pierworodny je uwielbia. Strony są bardzo grube, co ma ogromne znaczenie ze względu na miłość Młodego do podgryzania absolutnie wszystkiego 🙂 Ogromną zaletą tych książek są bardzo zróżnicowane tekstury, kolorowe ilustracje lub zdjęcia. W „Pierwszych rzeczach” dziecko ma możliwość dotknięcia przedmiotów ze swojego najbliższego otoczenia, np. piasku (delikatny papier ścierny 🙂 ), czy kocyka (Młody z jakiegoś powodu namiętnie liże ten kocyk 🙂 ). Moją jedyną, ale poważną, uwagą do tej książki jest fakt zakwalifikowania psa i owcy do kategorii „rzeczy”, trudno mi go zaakceptować, ale może to stanowić pretekst, by już od najmłodszych lat tłumaczyć, że zwierzęta to istoty czujące tak samo jak ludzie.
W „Zwierzętach do głaskania” znajdziemy natomiast zdjęcia zwierzątek idealnych do miziania, np. króliczka albo kotka (ulubieniec Lorda Dżordża 🙂 ), których fragment zamieniono na bardzo realistyczne dotykankowe futerko bądź sierść. Dodatkowo każdemu zwierzęciu towarzyszy krótki tekst zawierający ciekawe informacje na jego temat.
To tyle na dziś jeśli chodzi o dotykanki 🙂 O wszelkich nowościach będę informowała na bieżąco 🙂