Gadżety wspierające odpieluchowanie dziecka

Idealnie byłoby, gdyby istniał uniwersalny sposób odpieluchowania. Skuteczny w przypadku każdego dziecka. Niestety, nie żyjemy w świecie idealnym, również i w tym aspekcie. I tak jak i w innych kwestiach, również w rezygnacji z pieluchy dzieci różnią się między sobą niesamowicie. Nie ma ani jednego sposobu, ani jednego gadżetu, który okazałby się skuteczny u każdego dziecka. Dlatego dziś będzie o tym, jak proces odpieluchowania wyglądał u nas, z jakich „wspomagaczy” korzystaliśmy i co się u Młodego sprawdziło, co mniej lub wcale, ale być może sprawdzić się akurat u Was 🙂

Tytułem wstępu kilka słów o samym odpieluchowaniu lub – jak kto woli – treningu czystości. Po pierwsze, kiedy dziecko powinno pożegnać pieluszkę. Kiedy? Dolnej granicy oczywiście nie ma, chyba że przyjmiemy umiejętność samodzielnego siedzenia, za górną granicę przyjmuje się natomiast wiek 48 miesięcy/4 lat. Jeśli zatem Wasz trzylatek na razie nie jest skłonny do współpracy w tej materii to spokojnie, macie jeszcze sporo czasu 😉

Po drugie, nic na siłę. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, podejmować kolejne próby, ale nie naciskać, nie stresować, nie karać. Nic na siłę, jeśli dziecko bardzo się wzbrania, poczekajcie, widać nie jest jeszcze gotowe. Piszę to poniekąd z własnego doświadczenia, być może zbyt duża presja otoczenia skutkowała u nas wspominanym już na blogu kilkumiesięcznym epizodem zaparć nawykowych, walką o każą kupkę, testowaniem różnych metod zachęcenia dziecka do wypróżniania i zaowocowała wizytami u gastrologa i psychologa dziecięcego. Ten ostatni przychylił się zresztą do naszego systemu gratyfikacji za każdorazową kupkę, ponieważ okazał się co do zasady skuteczny, a dziecko musi się wypróżniać, wprowadził w nim jednak znaczące modyfikacje. Młody otrzymał pokaźnych rozmiarów słoik oraz zestaw 100 kolorowych i puchatych pomponów, każda kupka do toalety oznaczała wrzucenie pompona do słoika. Wcześniej określiliśmy większy cel (coś dla dziecka naprawę łał), na który zbierane są pompony oraz ilość pomponów potrzebnych do odebrania nagrody. W ten sposób dziecko ma jednocześnie namacalny, widoczny dla niego (nieabstrakcyjny) wymiar nagrody, a sama konkretna nagroda jest odroczona w czasie. Z upływem czasu Młody coraz częściej zapomina o konieczności wrzucania pomponów, a my mu o tym nie przypominamy. U nas metoda okazała się skuteczna i pozwoliła wyeliminować zaparcia i jednocześnie pozbyć się pieluchy. Co nie znaczy, że zadziała u innego dziecka, zresztą to była dla nas swego rodzaju ostatnia deska ratunku.

Po trzecie, miejcie na uwadze, że dzieci odpieluchowują się różnie – jedne najpierw uczą się siusiać „do nocnika”, u innych pierwsza jest kupka, a jeszcze inna grupa porzuca od razu pieluchę całkowicie. Nasz Młody najpierw odpieluchował się w kwestii siusiania, kupka była potem.

Po czwarte, warto przygotować dziecko – bez wywierania presji – do odpieluchowania. Odpieluchowanie jest bowiem procesem i choć dziecko może się przestawić w zasadzie z dnia na dzień z pieluchy na nocnik (jak to było w naszym przypadku), to jednak budowanie jego świadomości w kwestiach własnej fizjologii, procesu wypróżniania, tego, jak potrzeby załatwiają starsi trwało w sumie około dwóch lat (m.in poprzez pozwalanie na chodzenie po domu bez pieluszki, w majteczkach lub nawet bez, tłumaczenie jak wygląda jego ciało i do czego pewne jego elementy służą itd., wcześniejsze oswajanie z nocnikiem).

No i po piąte, warto zaopatrzyć się w gadżety, które mogą Wam i dzieciom ten żmudny proces ułatwić i pomóc przejść przez niego na tyle bezproblemowo, na ile się da. A zatem, z czego korzystaliśmy w trakcie naszej drogi do sukcesu? 😉

NOCNIK

To zdecydowanie najbardziej podstawowy gadżet związany z odpieluchowaniem dziecka, choć u nas świadome korzystanie z nocnika zakończyło się bardzo szybko (Młody wybrał nakładkę i pisuar). Warto, by pojawił się w domu nieco wcześniej, zanim podejmiemy próby pożegnania pieluszki, tak by dziecko miało możliwość zapoznania się z tym „dziwnym”, nieznanym przedmiotem, oswojenia się z nim, zrozumienia do czego służy i jak się z niego korzysta. Pierwszy nocnik możemy kupić w ciemno, ale jeśli z jakiegoś powodu nie zaskoczy (czytaj: nie zyska aprobaty w dziecięcych oczach) warto w zakup kolejnego zaangażować przyszłego użytkownika – zabrać do sklepu, niech kilka modeli przetestuje, albo pokazać mu zdjęcia z Internetu, tak, by wybrał taki jaki mu się spodoba najbardziej. Pamiętajcie także, nocnik nocnikowi nie równy. Różnią się one między sobą nie tylko kolorami, ozdobnymi motywami czy tez efektami dźwiękowymi (pozytywka, odgłos spłukiwanej wody itd.), ale również wysokością oparcia, wysokością w ogóle, kształtem i szerokością siedziska (np. nasz pierwszy nocnik na pewnym etapie stał się dla Młodego za mały, nie pasowało mu oparcie i siedzisko było za wąskie, uciskało go w pupę i nie chciał na nocniku siadać; obecnie mamy nocnik z Ikei, z wyższym oparciem i szerszym siedziskiem). Jedne nocniki są bardzie praktyczne i mają wyjmowane wkłady, inne nie. Niektóre mają kształt krzesła, inne przypominają sedes dla dorosłych z zamykaną klapką, spłuczką i miejscem na rolę papieru 🙂 Do wyboru, do koloru 🙂

Aha, jeszcze jedno, pamiętajmy, że na nocniku sadzamy dziecko, które potrafi siedzieć samodzielnie.

NOCNIK JEDNORAZOWY/TURYSTYCZNY

Świetnym gadżetem dla dziecka, które już zgłasza potrzebę (nawet, jeśli tylko okazjonalnie) jest nocnik turystyczny. Przyda się do załatwiania „grubszych spraw” podczas wakacyjnych wyjazdów, wszelkich spacerów i innych wyjść (nawet do centrów handlowych, jeśli macie opory co do korzystania z udostępnionych tam nocników i nakładek). Dostępne są wielorazowe (np. Potette, OXO, Abakusbaby, Roxy; niektóre z nich pełnią też funkcję nakładek na sedes), my jednak korzystamy z jednorazowych nocników Tron, które można znaleźć m.in. na Allegro i w Rossmannach. Z jakiegoś powodu wydają nam się bardziej praktyczne. Znamy je od ponad roku, ale dopiero teraz, kiedy Młody zaczął już w pełni sygnalizować potrzebę, wykorzystujemy ich potencjał 😉

NAKŁADKA NA SEDES

Co prawda siedzenie na nocniku wydaje się być na początku dla dziecka opcją najwygodniejszą, zapewniającą najbardziej zbliżoną do fizjologicznej pozycję wypróżniania, niektóre dzieci jednak od razu wolą korzystać z „dorosłej” toalety lub szybko porzucają nocnik na jej rzecz. Nieodzowna okazuje się wówczas nakładka na nocnik. Nakładki, podobnie jak nocniki, również mogą się od siebie różnić kształtem i rozmiarem, co więcej Wasze dziecko może należeć do jednej z dwóch grup – zwolenników nakładek twardych (patrz zdjecie) lub miękkich (z podusią 😉 ). Korzystając z nakładki dziecko powinno mieć zapewnione oparcie dla nóg, pozwalające utrzymać ułatwiającą wypróżnianie postawę. Choć przekonanie malucha do korzystania z różnego rodzaju stopni może nie należeć do najłatwiejszych – znamy to z autopsji i nad tym pracujemy. Może wystarczyć zwykły podest, warto też zastanowić się nad zestawem nakładka na WC + stopień (opcja, którą poważnie rozważamy, ponieważ daje dziecku dużą samodzielność w korzystaniu z toalety).

PISUAR

Coś dla chłopców 😉 W naszym przypadku niesamowicie się sprawdziło – finalnie, początkowo bowiem Młody w ogóle nie chciał z niego korzystać. Ostatecznie to pisuar zadecydował o sukcesie jeśli chodzi o siusianie – jak już zaskoczyło, praktycznie nie chce w domu siusiać do czegokolwiek innego 😉 Dostępne są pisuary do zawieszenia na przyssawkę (a zatem dostosowujące się do wzrostu użytkownika) , a także wolnostojące z regulowaną wysokością 🙂

MAJTKI TRENINGOWE

Bambino Mio

Świetny gadżet, który u nas… w zasadzie nie zdał egzaminu 😀 A do tematu podchodziliśmy kilkukrotnie 😀 Wyglądało to u nas następująco – albo mam zupełnie gdzieś, że jestem zasikany (okres od 18 miesięcy do trzech lat), albo nagle wpadam w histerię, że mam mokro i przestawiam się całkowicie na sikanie do nocnika/pisuaru, choć sporadycznie miewam wpadki, bo mi się nie chce powiedzieć. Być może w tej sytuacji majtki treningowe moglibyśmy wykorzystać, ale po pierwsze to są naprawdę sytuacje z częstotliwością raz na 3 tygodnie, po drugie – jeśli sytuacja ma miejsce w terenie to i tak znajdzie się miejsce na zmianę bielizny na suchą (którą zawsze mamy przy sobie).

Jak już napisałam, u nas raczej się nie sprawdziły, ale być może u Was będzie inaczej. Oferta rynkowa jest naprawdę bogata: Smart Bottoms, Pupus, Bambino Mio, Zoocchini, Kikko, Close, Magabi, Simed/Mila… Znajdziecie je m.in. na Allegro, w internetowych sklepach z pieluszkami wielorazowymi, w Smyku, w Empiku… My mieliśmy okazje testować majteczki od trzech firm: Bambino Mio, Close oraz takie dostępne w drogeriach Rossmann.

A czym w ogóle są majtki treningowe? To takie majteczki z chłonnym wkładem w środku. Coś pomiędzy pieluchą, a zwykłymi majteczkami. Nie są tak chłonne jak pieluchy, ponieważ ich celem jest, by dziecko czuło, że ma mokro. Mogą się sprawdzić w początkowym etapie, przy częstych wpadkach lub w trakcie wyjść, wytrzymają w końcu więcej niż klasyczne, ale… To raczej wytrzymałość na poziomie „popuściłem”, natomiast jeśli dziecko zsiusia się do nich całkowicie, no to nie na wiele się zdadzą 😀

Close po lewej, Bambino Mio po prawej

Majtki treningowe różnią się od siebie sposobem wykonania (krojem, materiałem) i oczywiście ceną (od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych za parę).

Jak już wspomniałam, mieliśmy okazję testować trenerki Bambino Mio, Close i dostępne w drogeriach Rossmann. Zacznijmy od tych ostatnich. Ich największą zaletą jest niewątpliwie cena, ok. 20 zł. Skład to: materiał zewnętrzny 80% bawełna /20% poliester, wypełnienie natomiast włóknina 100% poliester/ceratka 100% PEVA. Są zatem raczej wytrzymałe, natomiast długie chodzenie w ceracie na pupie, zwłaszcza latem, do najprzyjemniejszych raczej nie należy… No i ten szelest… Dostępne są w dwóch rozmiarach (12-14 kg i 14-16 kg).

Trenerki Close Parent były chyba najlepsze ze wszystkich, najprzyjemniejsze w dotyku, najbardziej chłonne i szybkoschnące, oddychające, elastyczne – łatwo się je zakłada i zdejmuje. Warstwa zewnętrzna to 65% polibawełna i w 35% bawełna, warstwa wewnętrzna to 100% mikrofibra. Przed przeciekaniem chroni wszyty w środek chłonny poliester powlekany PU i no warstwa wewnętrzna. Dostępne są w czterech rozmiarach od S do XL (od 12 kg). Nie są tanie, ok. 60 zł za parę, w promocji możecie trafić na kosztujące powyżej 40 zł, ale są warte swojej ceny.

Ostatnie to trenerki Bambino Mio, wyglądające jak grubsze klasyczne majtki. Wykonane są z bawełny, przed przeciekaniem chroni wkładka poliestrowa. Również oddychające, miłe w dotyku (przyjemna frotka od wewnątrz), są zdecydowanie mniej wytrzymale niż Close. Elastyczne, choć mam wrażenie, że również mniej niż te marki Close. Cenowo lokują się po środku, od 30 zł. Dostępne w trzech rozmiarach 18-24m, 24-36m i 36m+.

ZWYKŁE MAJTKI

Trudno nazwać majtki mianem gadżetu, ale raczej trudno się bez nich obejść przy próbach odpieluchowania. U nas sprawdziły się bardziej, niż majtki treningowe. Warto pozwalać dziecku biegać po domu w bawełnianych majteczkach, szczególnie kiedy mamy lato i jest ciepło. Zwłaszcza, że wybór bajecznie kolorowych z najróżniejszymi motywami jest przeogromny. A co tu dużo mówić, bawełniane majtaski są chyba najwygodniejsze 😉 Taki „trening” najlepiej pomoże wyczulić dziecko na jego potrzeby fizjologiczne.

UBRANIE

No dobra, to też nie gadżet, ale i tak warto pamiętać 😉 Podjęcie poważnych prób pożegnania z pieluchą wymaga pewnych zmian w garderobie – rezygnacji z bodziaków, rampersów, śpiochów, czyli wszystkiego co ma dużo zapięć w dolnych rejonach 😉 Ubranie powinno być możlwie najłatwiejsze do zdjęcia. W końcu liczy się tu czas 😉

WORECZKI NA MOKRE RZECZY 

Zamoczone dowody wpadki poza domem należy w jakiś sposób donieść do domu. Przydadzą się wówczas jedno – lub wielorazowe woreczki na pieluszki lub zwykłe reklamówki. Na razie korzystamy z jednorazowych woreczków Babydream z Rossmanna, których zapas nam został jeszcze z czasów pieluchowych, ale poważnie zastanawiam się nad zakupem w niedalekiej przyszłości wielorazowych (np. takich, takich lub takich).

MATA POD LUB NA PRZEŚCIERADŁO

Takie maty przydadzą się przy odpieluchowywaniu zarówno w nocy, jak i w trakcie drzemek. Dzięki nim ewentualna wpadka skutkować będzie co najwyżej mokrym prześcieradłem, materac pozostanie bezpieczny. My używamy tych samych mat, z których korzystaliśmy od urodzenia Dżordża, zabezpieczających materac przez zamoczeniem w wyniku zbyt mocno zasikanej pieluchy i jednoczesnej służących za wielorazowe podkłady do przewijania w trakcie wyjazdów. Dopiero niedawno kupiliśmy dużą matę w Ikei.

KSIĄŻECZKI

Książeczkom o tematyce nocnikowej poświęciłam już osobny wpis, możecie go znaleźć TUTAJ.

A zatem, dużo cierpliwości i powodzenia 🙂 Na pewno się Wam uda, w końcu nie widzicie zbyt wielu dziesięciolatków w pieluchach, prawda? 🙂

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *