Miejsce nie do końca przyjazne rodzicom z bardzo małymi dziećmi #1 – Restauracja Galicja, Łódź

Dziś o kolejnym łódzkim lokalu, który – żeby było jasne – oboje z mężem bardzo lubimy i w którym bywamy najczęściej 🙂 Jeśli chcielibyście zjeść coś smacznego np. na obiad lub zorganizować rodzinne spotkanie to Galicja, zlokalizowana na terenie centrum handlowo-usługowego Manufaktura (jednej z większych turystycznych atrakcji Łodzi i miejsca spotkań mieszkańców naszego miasta) jest do tego miejscem idealnym. I co do zasady – przyjaznym rodzicom z bardzo małymi dziećmi. Jednak jest kilka ważnych „ale”…

Nazwę restauracja wzięła, jak zapewne się domyślacie, od terenów dawnej Rzeczypospolitej znajdujących się później pod zaborem austriackim.

Lokal jest duży – dwupoziomowy i przestronny.

Pierwszy poziom, tzw. parter, urządzono w stylu mieszczańskiej kuchni galicyjskiej – jest tu piec kaflowy 😉 Drugi poziom natomiast to piękna, bardzo klimatyczna ceglana piwnica. W tle słychać nieinwazyjną muzykę (zdaje się, że z terenów galicyjskich), w lokalu jest cicho i spokojnie, dzięki czemu można porozmawiać bez przekrzykiwania. Wystrój to solidne drewniane meble i takież wykończenia. Nie brakuje tu starych metalowych tabliczek reklamowych (np. piwa) i reprodukcji zdjęć. Oświetlenie również jest bardzo nastrojowe, mimo surowego ceglanego wnętrza daje ona wnętrzu ciepły, nawet przytulny charakter. Podczas naszych wizyt zawsze zasiadamy własnie w piwnicy 😉

Na stronie internetowej widnieje informacja, że wspomniany piec kaflowy jest oryginalny, a wszystkie drewniane elementy wystroju restauracji wykonane zostały przez galicyjskich rzemieślników.

Tyle o wnętrzach, bo przecież ie dla wnętrz do restauracji chodzimy 🙂 A zatem – co z serwowanym jedzeniem? 🙂 Choć to zawsze kwestia gustu i indywidualnych preferencji (a czasami dyspozycji dnia kucharza), naszym zdaniem w Galicji jest ono bardzo dobre. Porcje są duże (naprawdę trudno wyjść głodnym), a ceny raczej przystępne (zwłaszcza jeśli dorobicie się karty stałego klienta, która obejmuje jeszcze dwa inne lokale w Manufakturze – Tawernę Pepe Verde i Hot Spoon), obsługa jest szybka i miła.

Serwowane dania inspirowane są kuchnią staropolską, austro-węgierską i ukraińską (nie jest to zatem kuchnia dla trzymających dietę 😉 ). W sumie – dobry wybór na rodzinny obiad, czy uroczystość w większym gronie, zwłaszcza zróżnicowanym wiekowo (sami zdecydowaliśmy się zrobić tu obiad po chrzcinach i każdy znalazł coś dla siebie). Jest tu bogaty wybór trunków (szczególnie ciekawe są piwa, które trudno znaleźć w innym miejscu), ale osoby nie pijące również nie mogą narzekać – nie jest się skazanym na coca-colę czy sok pomarańczowy z butelki, choć to też jest, jeśli ktoś lubi 😉

Z udogodnień dla rodzin z dziećmi wymienić należy:

  • duży kącik zabaw (choć czystość zabawek jest umiarkowana, ale tak jest wszędzie. Swoją drogą – to taka uwaga ogólna, nie odnosząca się tylko do tej konkretnej restauracji – zawsze się zastanawiam, czy raz na 5 lat nie można byłoby zabawek w takich kącikach malucha zmienić, bo nie dość, brudne, to często są również tak zepsute że szkoda słów…);
  • krzesełka do karmienia – są i to w dużej ilości, raczej nie ma takiej sytuacji, by wszystkie były zajęte (tu kolejna uwaga ogólna, czystość krzesełek w restauracjach bywa dyskusyjna);
  • przewijak (w toalecie damskiej);
  • menu dziecięce.

Co więcej, przychodzi tu naprawdę dużo rodzin z dziećmi, więc raczej nikt nie będzie na Was patrzył krzywym okiem, jeśli Wasza pociecha zacznie grymasić, czy coś zmaluje. Choć szczerze przyznam, że nigdy nie byliśmy świadkami takiej sytuacji – być może to kwestia tego spokojnego, wyciszającego nastroju panującego w restauracji?

Skoro jest tak dobrze, to co jest nie tak?

Po pierwsze i mimo wszystko chyba najmniej ważne – menu dziecięce jest, powiedziałabym, zachowawcze – pomidorowa, nuggetsy z kurczaka i frytki. Czy naprawdę dzieci nie jedzą nic innego? Ale problem ten można obejść, dzieląc się z pociechą własną porcją – np. Dżordż ostatnio wcinał z nami pieczonego łososia z dodatkiem imbiru, ziemniaczki z wody, frytki z batatów i buraczki 🙂

Po drugie i chyba najgorsze – kwestia wózka. Lokal generalnie jest słabo przystosowany do obsługi osób z wózkami dziecięcymi i niepełnosprawnych ruchowo. A to dlatego, że z zewnątrz wchodzicie do restauracji po schodach. Lądujecie na określmy to półpięterku – z którego prowadzą kolejne schody: do piwnicy lub na tzw. parter. Czyli, w którą stronę nie pójdziesz, dwie partie schodów przed tobą. Osoba na wózku nie ma szans. Jedna osoba z wózkiem może co prawda liczyć, że ktoś jej pomoże go znieść/wnieść, ale chyba nie o to chodzi. Nawet jeśli macie wózek z fotelikiem, ramę i tak trzeba jakoś przetransportować. Najlepiej zatem chodzić co najmniej we dwoje. Dalej jest już lepiej, bo lokal, zwłaszcza piwnica, jest przestronny i raczej nie ma problemu ze zmieszczeniem wózka.

Po trzecie, kwestia przewijaka. Jak wspomniałam, jest, ale tylko jeden. W toalecie damskiej, oczywiście. Wiecie, szczerze mnie denerwuje takie podejście. Bo oczywiście to zawsze kobieta zmienia pieluchę i paprze się w przysłowiowym sami wiecie czym. W niektórych lokalach szczęśliwie przewijaki znajdują się w toaletach dla osób z niepełnosprawnością ruchową, które umieszczone są na parterze i są zazwyczaj większe niż standardowe WC. Tu takiej toalety niestety nie ma. Jest męska w piwnicy i damska na „parterze”. Damska nie jest zbyt wielka, są tam 3 kabiny. Pomieszczenie jest tak uroczo pomyślane, że chcąc przewinąć dziecko i rozkładając przewijak blokuje się jedną kabinę. Rewelacja, zwłaszcza jeśli jesteś tatą chcącym zmienić dziecku pieluchę… A tacy naprawdę istnieją 😉

Podsumowując, jest to naprawdę fajny lokal, do którego z pewnością wrócimy jeszcze nie raz, zwłaszcza że młody rośnie 😉 Szczerze polecam, mimo wszystkich uwag 🙂

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *