Dziś kolejny wpis poestoński 🙂 Tym razem zapraszam do stolicy Estonii, pięknego Tallina, do którego zawitaliśmy tuż po Bożym Narodzeniu, a pożegnaliśmy 3 stycznia. Gdzie się zatrzymać, gdzie jeść i co warto tu zobaczyć, zwłaszcza podróżując z maluchem? Oj, jest z czego wybierać 😉 Zacznę jednak od tego, że miasto na samym początku naszego pobytu zafundowało nam nieco śniegu 🙂 Tylko przez niecałe dwa dni, ale zawsze coś 😉 Dżordżowi to białe, mokre i zimne coś jednak średnio przypadło do gustu, więc nie miał żalu, kiedy już zniknęło 😉
Informacje ogólne i ciekawostki
Stolica i największe miasto Estonii, z populacją liczącą niecałe 435 tys. mieszkańców. Zlokalizowane jest na północy kraju, na brzegu Zatoki Tallińskiej. Historyczna nazwa to Rewel.
Wrażenie robi, jak fantastycznie odbudowano średniowieczne obwarowania miejskie z basztami i bramami – baszty Megede i Kiek in de Kök (XIV-XV wiek), basztę Paks Margareeta (Gruba Małgorzata, XVI wiek), Bramę Morską (XVI w.) – po licznych zniszczeniach z okresu II wojny światowej. Co więcej, w 1997 Stare Miasto zostało wpisane na listę światowego kulturowego dziedzictwa ludzkości UNESCO. Oprócz zabytków Starego Miasta, turystów kusi tu również ponad 60 muzeów i galerii 🙂
Podobnie jak w przypadku Tartu, odwiedzając Tallin w okresie świąteczno – noworocznym nie musicie się obawiać, że grozi Wam nuda 😉 W zasadzie w każdy dzień naszego pobytu, w tym w Sylwestra i Nowy Rok, jakaś turystyczna atrakcja z wielu dostępnych (muzea, galerie, ZOO) działała, co najwyżej nieco krócej. Ostatecznie zawsze można pospacerować, a jest co oglądać 😉 Co do pogody – warto pamiętać, że jak to nad morzem, szybko się może zmienić 😉 Bezchmurne niebo z rana nie oznacza, że w południe nadal rozpieszczać Was będą promienie Słońca 😉
Ile czasu poświęcić na zwiedzanie Tallina? Całkiem sporo, stolica Estonii posiada bowiem mnóstwo atrakcji. Weekend wystarczy jedynie na pobieżne zobaczenie głównych atrakcji, aby lepiej poznać to miasto 4-5 dni wydają się niezbędnym minimum. Kiedy podróżujecie z małym dzieckiem nawet tyle czasu może nie wystarczyć – w końcu maluchy potrafią marudzić, mieć własne zdanie i plany, potrzebują też nieco więcej snu, co należy w planach swych uwzględnić 😉
Ponownie, dziwne z punktu widzenia człowieka z kraju, gdzie w niedziele sklepy są zamknięte, było to, że w Tallinie niemal wszystko działało w Sylwestra i Nowy Rok – centra handlowe, markety, etc. 😀 Od normy odbiegały jedynie godziny otwarcia. Zapewne jest to związane ze sporym odsetkiem mniejszości rosyjskiej zamieszkującej Tallin (aż 34%), dla której jest to dzień jak co dzień.
Miasto jest dobrze skomunikowane i ma silnie rozbudowany transport publiczny – ponad 70 linii autobusowych i po 4 linie tramwajowe i trolejbusowe 🙂
Bardzo nam się podobało lotnisko 🙂 Pomijając ofertę zakupową i restauracyjną, stosunkowo niewielkie lotnisko w Tallinie ma świetny plac zabaw dla dzieci, obok którego zlokalizowane są toalety, w tym pokój do opieki nad dzieckiem. Co więcej, podczas kontroli bezpieczeństwa mamy do dyspozycji kilka krzesełek do karmienia (po obu stronach bramek), w których możemy „przechować” bobika na czas wykładania bagażu na taśmę, zabierania go z taśmy, rozbierania i ubierania etc. Jeśli się zdecydujecie oddać wózek z bagażem głównym, na lotnisku możecie „poczęstować się” spacerówkami 😉 Wszyscy z obsługi byli bardzo uprzejmi, uśmiechnięci i pomocni. Nikt nie kazał nam (czego nie możemy powiedzieć o lotnisku w Warszawie) ściągać butów sięgających za kostki, ani tym bardziej ściągać Pierworodnemu. Jedzenie dla Młodego w bagażu podręcznym (otwarte… zapomniałam) zostało, po zeskanowaniu przez panią ze straży granicznej, zapakowane do lotniskowej torebki i włożone z powrotem do plecaka. U nas w kraju zapewne od razu zostałoby wyrzucone do kosza przez służby… W ogóle luz i pozytywne nastawienie, brak pośpiechu, a mimo to wszystko szło szybko i gładko 🙂
Gdzie spaliśmy
Zdecydowaliśmy się na Go Hotel Shnelli. Dlaczego? Dostępne w przystępnej cenie świetne pokoje rodzinne z dużą łazienką, a także sporym i bardzo dobrze wyposażonym aneksem kuchennym m.in. z lodówką (co dla mnie jest istotne przy podróży z dzieckiem), śniadania i absolutnie fantastyczna lokalizacja. Hotel mieści się przy ulicy Toompuiestee 37, pomiędzy wzgórzem Tompea a dworcem kolejowym. Bliskość dworca była ogromną zaletą, ponieważ do Tallina z Tartu jechaliśmy pociągiem własnie 😉
Na dworzec i słynny Turg mieliśmy własnie widok z pokoju, który miał wieczorami niesamowity urok 😉 Choć pewnie widok na Stare Miasto dla wielu osób byłby bardziej kuszący 😉 Mimo bliskości dworca w pokoju było bardzo cicho, więc pociągi nie stanowiły problemu 😉 A w zasadzie były atrakcją dla najmłodszego uczestnika podróży 😉
Jest to miejsce przyjazne rodzinom z dziećmi. Łóżeczko dla dziecka do lat 3 mamy dostępne bez dodatkowej opłaty, a za pobyt max. 3 dzieci w wieku do lat 12 (o ile śpią w tym samym pokoju, co rodzice) nie płacimy. Nie jest to problem jeśli korzystamy z pokoju rodzinnego – pokoje rodzinne są naprawdę duże – średnio 45 m2. W hotelowej restauracji dostępne krzesełka do karmienia.
Podobnie jak w Tartu, tutaj również w łazience podłoga była podgrzewana 😉 Super 😀
Dużym plusem hotelu było też bezpośrednie połączenie z marketem 😉 Co polega generalnie na tym, że można sobie prosto z pokoju w klapkach iść na zakupy 😉
Gdzie jedliśmy
W Tallinie odwiedziliśmy dwie „samodzielne” restauracje. Przez 4 z 7 dni naszego pobytu żywiliśmy się we własnym zakresie korzystając z zasobów sklepu i możliwości aneksu kuchennego w pokoju 😉 Plus z kawiarni w galeriach/muzeach/ZOO 😉 Natomiast w Lennusdam (jeden z oddziałów Muzeum Morskiego) odwiedziliśmy Café MARU. To jedno z takich miejsc, które nie wymagało wcześniejszej rezerwacji 😉 Co było o tyle ważne, że w muzeum tym byliśmy w Nowy Rok 😉 Menu jest naprawdę bogate, chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Choć to oczywiście subiektywne, nam bardzo smakowało. MARU dysponuje krzesełkami do karmienia, w karcie znajdziecie też coś dla dzieci 😉
Wcześniej zarezerwowaliśmy natomiast stoliki na 31 grudnia i 2 stycznia. Brak rezerwacji może spowodować, że trudno Wam będzie znaleźć miejsce, gdzie można coś zjeść. My rezerwowaliśmy miejsca ok. miesiąc przed wyjazdem, a i tak dużo lokali nam odpadło z powodu braku miejsc, choć oczywiście okres w którym odwiedliśmy Tallin też swoje robił (sylwestrowo – noworoczne obłożenie). A poza tym, to w końcu Tallin, stolica, mnóstwo turystów 😉 Lepiej więc dmuchać na zimne 😉
W Sylwestra stołowaliśmy się w położonym na Starym Mieście lokalu o uroczej nazwie Kuldse Notsu Kõrts (Zajazd pod Złotym Prosiakiem), należącym do hotelu St. Petersbourg. Restauracja serwuje kuchnię estońską i wystrojem również uderza w tradycyjne klimaty 😉 Ma to swój urok 😉 Menu jest bogate, choć minusem jest brak propozycji dla dzieci – musieliśmy tak kombinować, żeby wybrać coś, czym mogliśmy się z młodym podzielić. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Generous Estonian meat feast for two: pork shank, chicken, pork, bacon, meatball, honeyed vegetables, oven potato, sauerkraut, wine sauceand strong mustard. Musztarda rzeczywiście była zabójcza 😀 Sos winny podawano osobno, więc Młody mógł bez obawy próbować wszystkiego (oprócz boczku i golonki oczywiście 😀 ).
Paradoksalnie, największym rozczarowaniem okazało się miejsce, z którym wiązaliśmy największe nadzieje – Von Krahli Aed, mieszczące się również na Starym Mieście. Wnętrza są co prawda interesujące i klimatyczne, a menu ciekawe i zapowiadające się naprawdę pysznie, ale… Mimo, że stolik był zamówiony na dwie osoby z dzieckiem i prośbą o krzesło do karmienia, na krzesło musieliśmy czekać aż zostanie wypożyczone z sąsiedniego lokalu… No to może jedzenie było grzechu warte? No, nie… niestety. Serwowaną chyba wszędzie w Estonii gratisową przystawkę w postaci chleba z masłem otrzymaliśmy na minutę przed podaniem zamówienia. Chyba ktoś o nas zapomniał. W tej sytuacji lepiej byłoby już w ogóle tego nie podawać. W praktyce wyszło, że jednak chleb był najlepszą rzeczą jaką dostaliśmy. Pan Mąż zdecydował się na pierś kurczęcia, ja natomiast na jagnięcinę. Kurczak był przeciętny, co do jagnięciny natomiast – była najgorszą, jaką do tej pory jadłam w lokalu… No cóż, przynajmniej wino było niezłe 😉 Drugi raz bym się nie skusiła na to miejsce, mimo pozytywnych opinii.
Balti Jaama Turg
Słynne tallińskie targowisko, ostatnio zadaszone 🙂 Znajduje się na zachód od starówki, tuż przy dworcu kolejowym.
Znajdziecie tu wszystko: rękodzieło, sklepy spożywcze, odzież (w tym lumpeks w stylu vintage), badziewie i tandetę, starocie, hipsterskie knajpki i kawiarnie.
Tutaj nabyliśmy zresztą dla Dżordża maskotkę – kota, wyrób lokalnych wytwórców 🙂
Jest to jeden z oddziałów Estońskiego Muzeum Sztuki, oprócz Muzeum Sztuki Kadriorg, Muzeum Mikkel, Muzeum Niguliste i Muzeum Adamsona-Erica.
Muzeum mieści się w potężnym, pięciopoziomowym budynku o powierzchni 25,000 m2 z 2006 roku, położonym w Parku Kadriorg. Łatwo można się tam zgubić, czego doświadczyliśmy na własnej skórze i obserwując innych zwiedzających 😉
Znajdziemy tu setki dzieł sztuki, malarstwo i rzeźbę.
Oprócz wystaw czasowych, znajdziemy tu również dwie wystawy stałe: od początku XVIII wieku do II wojny światowej i od wojny do 1991 roku.
W KUMU znajdziemy również galerię sztuki współczesnej.
Kardriorg – Park i Muzeum
Budowa kompleksu rozpoczęła się w 1718 na polecenie cara Piotra I dla jego ukochanej żony, carycy Katarzyny. Nazwa Kadriorg oznacza zresztą „Dolinę Katarzyny”.
Przepiękny park Kadriorg, łączący w sobie kilka stylów, jest obecnie zieloną wizytówką estońskiej stolicy. Chętnie zobaczylibyśmy go wiosną lub latem, w rozkwicie. Póki co dane nam było go oglądać pod lekka śnieżną kołderką 🙂 I tak zachwycał 😉
Oprócz opisanego nieco wyżej KUMU na terenie parku znajdują się również Muzeum Mikkeli, pomniki kilku zasłużonych Estończyków oraz Pałac Prezydenta Estonii.
Największą atrakcją jest jednak pałac cara Piotra I, wzniesiony w stylu tzw. baroku piotrowskiego, z trzypoziomową fasadą z frontu i po bokach, a dwupoziomową z tyłu.
Pałac miał pełnić funkcję letniej rezydencji, jednak budowę rezydencji ukończono po śmierci cara. Dziś w pałacu mieści się oddział Estońskiego Muzeum Sztuki – Muzeum Sztuki Kadriog, prezentujący kolekcję sztuki zagranicznej, m.in. rosyjskiej.
W parku znajdziemy wiele kawiarni, miejsce zabaw dla dzieci, w okolicy wybudowano wiele pięknych drewnianych domów.
ZOO
Tallińskie ZOO jest jedynym w Estonii. Istnieje od 1939 roku. Początkowo działało na obrzeżach Parku Kadriog, a od 1983 znajduje się w swojej obecnej lokalizacji, dystrykcie Veskimetsa.
W Zoo zobaczyć możemy niedźwiedzie polarne odwiedzić dwa pawilony tropikalne,…
…pawilon słoni, w którym znajduje się również m.in. nosorożec i hipopotam,…
alpinarium, kilka dzikich kotów, ptaki i mini-zoo 🙂
Na terenie ZOO znajdziecie kilka kawiarni, a w pawilonie głównym również sklep z pamiątkami, pokój dla rodzica z dzieckiem oraz właśnie mini-zoo.
Fajnym dodatkiem jest możliwość z bezpłatnego skorzystania z wózka dla małych gości 🙂 Ale trochę trzęsie podczas jazdy 😉
Dzielnica Kalamaja
Jedna z tych części Tallina, które podobały mi się najbardziej 🙂 Kalamaja, po estońsku „dom rybny” jest jedną z poddzielnic Põhja-Tallinn. Znajduje się na północny zachód od centrum miasta, przylegając do Zatoki Tallińskiej. Od XIV wieku zamieszkiwali tutaj ludzie zawodowo związani z rybami (rybacy, szkutnicy i handlarze), w drugiej połowie XIX wieku zaczynają dominować robotnicy ze względu na powstałe liczne fabryki i zakłady. Z tego okresu pochodzą charakterystyczne drewniane dwu lub trzypiętrowe kolorowe domki, niegdyś zamieszkane przez robotników.
Obecnie Kalamaja to już nie dzielnica robotnicza, a przyciągająca ludzi młodych i szybko się zmieniająca część Tallina, taka trochę hipsterska, artystyczna, z dużą ilością kawiarni i restauracji.
Choć i ta część Tallina przyciąga turystów, raczej nie zobaczycie tu tłumów, takich jak na Starym Mieście 🙂
Kalamja to jednak nie tylko architektura drewniana. ta część miasta bardzo dynamicznie się zmienia, dużo się tu buduje, kwitnie zwłaszcza nowe budownictwo mieszkaniowe.
W niektórych przypadkach nawiązuje dość mocno do otoczenia 😉
Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem 😀
Dawne fabryczne kompleksy i budynki portowe przerobiono na muzea, ośrodki kultury, sklepy, restauracje itd. To tutaj mieszczą się m.in. Lennusadam, jedna z filii Eesti Meremuuseum – estońskiego Muzeum Morskiego, o której opowiem w kolejnym wpisie, Proto Invention Factory, o której za chwilę oraz Energy Discovery Centre, które sobie darowaliśmy, gdyż Młody jest jeszcze na to za młody 😉
Oj, zapowiadało się świetnie, ale okazało się totalną porażką…
Wnętrze jest imponujące, wszystko robi na pierwszy rzut oka doskonałe wrażenie. I jeśli idziecie tam z co najmniej 5-latkiem pewnie wszytko będzie ok. Aktywności jest tu mnóstwo. W teorii macie odkrywać, eksplorować, są tu m.in. balon na gorące powietrze, łódź podwodna, cyklodrom, wyścigi samochodowe, dyliżans itd.
Być może gdybym zamiast czytać opisy, co też tam można robić skupiła się na zdjęciach nie popełnilibyśmy błędu i w ogóle byśmy tam nie poszli, bo tania atrakcja to to nie jest. No dobra, ale cóż jest nie tak z PROTO? Otóż 90% aktywności wymaga korzystania z gogli VR. Co wyklucza bobika. No dobra, no to może chociaż rodzice mogą się pobawić? No może i mogą, ale średni czas korzystania z danego stanowiska to 10 minut. Więc jedna osoba trzyma dziecko lub próbuje zająć je jedną z nielicznych rzeczy, które nie opierają się na VR, a druga się bawi. No i super, ale kolejki do wszystkich stanowisk są tak długie, że spędzić tam można cały dzień, głównie czekając, aż przyjdzie nasza kolej. No trochę słabe.
Na całe szczęście była też dość niewielka, ale zawsze, strefa młodych wynalazców, w której Pierworodny czuł się świetnie i dzięki której wyjście nie okazało się całkowitą porażką.
W PROTO jest też kawiarnio – restauracja, w której początkowo planowaliśmy zjeść, ale kolejki w niej były takie, jak i w całym PROTO, daliśmy więc sobie spokój.
Na uwagę zasługuje natomiast sklep z pamiątkami i zabawkami w „naukowo- edukacyjnym” stylu, świetnie wyposażony, ale asortyment dla dzieci raczej starszych niż nasz mały odkrywca.
Generalnie, miejsca nie polecam – organizacyjnie jest to porażka, stanie w kolejkach i czekanie na swoją kolej zajmują większą część pobytu. Powinni też podkreślić w opisie, że w zasadzie jest to miejsce z atrakcjami VR. Nie wszyscy wyłącznie oglądają zdjęcia, niektórzy jeszcze czytają…
To tyle na dziś, druga część podróży po Tallinie już wkrótce 🙂
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂