Początek kwietnia za nami, a ja ledwo się wyrobiłam z podsumowaniem marca. Chyba wszyscy wiemy, co zdominowało ten miesiąc…
W marcu 2020 opublikowałam 14 wpisów, z których najchętniej czytaliście:
- Czym zająć uziemionego zarazą malucha? #1
- Podsumowanie lutego 2020, nie tylko na blogu
- Co czytamy # 27 Picturebooki cz. IV
- Teraz misiu, czyli tiramisu dla malucha
- ex aequo W podróży z maluchem #4 Tallin, Estonia, cz. II , Co czytamy #28 Książki o transporcie i pojazdach oraz Buła kakao, czyli czekoladowe muffiny
Natomiast 5 najpopularniejszych wpisów w marcu w ogóle to nadal:
- Co czytamy # 11 Książeczki na dobranoc
- Przegląd jednorazowych chusteczek pielęgnacyjnych # 1
- Co czytamy # 9 Rewelacyjne książeczki dźwiękowe
- Co czytamy #1 – Dotykanki
- Nasz niezbędnik basenowo – plażowy
Rozpoczęłam też nowy cykl, W co grać z maluchem, w którym piszę o grach i zabawach dla rodzin z małymi, nawet dwuletnimi dziećmi 😉
Zaczęło się dobrze, bo w końcu to miesiąc urodzinowy Młodego. Kurczę, ile mieliśmy szczęścia z wyborem terminu „imprezy”. Wahaliśmy się między 8 a 15 marca. Postawiliśmy na 8, choć byłam nieco sceptyczna, bo Dzień Kobiet, dużo ludzi wszędzie etc. Okazało się to jednak wyborem szczęśliwym, bo inaczej Pierworodny nawet urodzinowego obiadu by w tym miesiącu nie miał…
Z prezentów był generalnie zadowolony 😉 Tablice manipulacyjne/umiejętności (czy jakby to inaczej nazwać) przypadły mu do gustu 🙂 Auta i mebelki dla ludzików również 🙂 Z grami planszowym musi się lepiej zaznajomić, na razie najbardziej interesują go pionki-figurki i żetony z plackami jagodowymi 😀
W praktyce okazało się, że to nie koniec prezentów na ten miesiąc… Dla niego prezentów, dla nas sposobów na uniknięcie szaleństwa.
Nie ukrywam, jest nam trochę ciężko, głownie dlatego, że ciężko jest Młodemu… Jak pewnie wielu z Was, moich Czytelniczek i Czytelników, wie, opieka nad maluchem + praca zdalna, nawet w ograniczonym zakresie, jest trochę trudna. Choć na zdjęciach może wyglądać uroczo 😉
Młodego rozpiera energia, którą na 53 metrach jednak trochę trudno mu rozładować. Wymyślamy mu rożne ćwiczenia fizyczne, pozwalamy skakać po łóżku, biega z wózkiem dla lalek po całym mieszkaniu, skacze na skoczku, ale to wszystko trochę mało.
Mimo wielu atrakcji i nowych zabaw – bez względu na mega bałagan i skaczące nam niekiedy ciśnienie – oraz nowych zabawek (m.in. basen z piłkami, piasek kinetyczny, ciastolina) dzieciak zwyczajnie dusi się w czterech ścianach. Nie zrozumcie mnie źle, generalnie wszystko to mu się podoba i go zajmuje – dłużej lub krócej – ale nie wystarcza. Dla Młodego, przyzwyczajonego do żłobka, spacerów po parku, wizyt w ZOO/Palmiarni/Ogrodzie Botanicznym/salach zabaw etc, wypadów do restauracji/kawiarni/śniadaniarni, ciągłe siedzenie w domu to naprawdę bardzo trudny do zniesienia czas, frustrujący i stresujący. Ile można oglądać zwierzaki w komórce – to jak lizanie lodów przez szybkę… A w końcu dwulatkowi raczej nie wytłumaczysz, że ludzie chorują i nie wolno, wszystko zamknięte… To znaczy możesz próbować, zrozumie… na dwie minuty. A potem od nowa. Syzyfowa praca…
Do tego tęskni za dziadkami, za kontaktem z innym niż rodzice ludźmi. Teraz, kiedy jakiekolwiek dłuższe spacery w zasadzie zostały zakazane, będzie pewnie jeszcze gorzej… A już potrafił nam dać w kość… Wiem, że to bez sensu i niczego nie zmieni, ale szczerzę zazdroszczę teraz ludziom z ogródkami lub chociaż tarasem 😉
Czas nam upływa na pracy zdalnej (połączonej z moimi dyżurami w miejscu pracy raz, góra dwa razy w tygodniu), oraz sprzątaniu po zabawach Młodego kaszą, ryżem, makaronem, piaskiem kinetycznym, wodą, po jego zajęciach plastycznych i regularnej zabawie 🙂
Piasek kinetyczny… … nowa miłość Młodego 😀
Do tego pieczemy, robimy lody, eksperymentujemy – jednym słowem walczymy z nudą u Dżordża na każdy możliwy sposób.
W marcu Młody dużo „czytał”, ale trudno byłoby wskazać ulubione książki miesiąca. Tak naprawdę przerobił niemal cała swoją bibliotekę, codziennie coś innego było na topie. Z ulubionych zabawek, poza sypkimi towarami spożywczymi, na prowadzenie wysunęły się chyba basen z piłkami (nasz basen zyskał drugie życie, dokupiliśmy tylko piłki 😉 ),…
… kolejka …
oraz loteryjka i gra Pucio. Gdzie to położyć oraz puzzle ze Świnką Peppą i warzywami 🙂
Wybiórcze jedzenie trwa nadal w najlepsze 😉 Mój picky eater je dość wybiórczo, za to zazwyczaj w imponujących ilościach. Niekiedy zależy też kto mu jedzenie podaje tudzież go karmi (zależnie od nastroju chce jeść sam lub być karmiony, 😉 ) – przy rodzicach odmawia jajek, babci zjadł całą jajecznicę z dwóch jajek 😉 Co więcej, jest otwarty na nowości – wzgardził curry przygotowanym specjalnie z myślą o nim, które kiedyś zjadał z wielkim apetytem, łaskawie zgodził się zjeść nieco wygrzebanego ryżu, mięsa nie tknął, za to ciasta z sajgonek kupionych w Lidlu domagał się jak szalony 😀 Ach, ta dziecięca logika 😀 Stał się wielkim entuzjastą mocno gorzkiej czekolady, takiej >85% 🙂 Oczywiście nie codziennie i w rozsądnych ilościach. Lubi też lizać cytryny i limonki 😀 Taki z niego hardcore 😀
Zapomniałabym 😀 Uwielbia nas karmić – jedna łyżka dla taty, jedna dla mamy, jedna dla Młodego, jeden gryz dla taty, jeden dla mamy, jeden dla Młodego 😀 Śmieje się przy tym na cały głos 😀
Zrobił ogromne postępy w piciu z otwartego kubka, sam je łyżką i widelcem. Chyba, że akurat chce, aby go karmić. O odpieluchowywaniu zamilczę 😀 Walczymy też ciągle z siadem W…
Zrobił się też z niego mały kaskader – akrobata. Próbuje wspinać się na szafki i regały, wchodzić na łóżko i z niego schodzić w, ujmijmy to tak, nieco alternatywny sposób 😀 Sprawność ta idzie w parze z większym zasięgiem ramion, co powoduje, ze trzeba wszystko przed nim chować, kłaść wyżej/dalej, bo jak się zapomni… 😀
Efekt większego zasięgu małych łapek 😀 Młody sięgnął po wiaderko i jazda do pokoju 😀 A tata bliski zawału… 😀
Nadal namiętnie ogląda Świnkę Peppę, przygody Maszy i Wissper oraz słucha różnych dziecięcych piosenek podczas porannych i wieczornych zabiegów pielęgnacyjnych. No i trochę też w ciągu dnia, kiedy już nie dajemy rady 😉 Coraz więcej przy piosenkach tańczy i próbuje śpiewać (w sumie tańczyć też bardziej próbuje 😀 ) Zakochał się normalnie w premierowym odcinku o przygodach Kici Koci. Nie wiem, jak on, ale my rodzice czekamy na więcej 😀 Kilka razy na dzień ten sam odcinek to trochę dla nas męczące 😀
Bardzo lubi też oglądać filmiki ze swoim udziałem. Może to sposób na kanalizację tęsknoty za wychodzeniem na dwór? Nie wiem, ale ostatnio głównie to chce oglądać. Filmy tak, ale z jakiegoś sobie znanego powodu zdjęcia nie.
Rozwój mowy nadal nas zdumiewa. Tempo jest iście kosmiczne 😉 Młody naśladuje to, co mówimy, z różnym skutkiem, istna z niego papuga 😉 Nauczył się tylu nowych słów, że trudno było wszystko zanotować 🙂 Do najczęściej wypowiadanych należały: „Dzojdz/Dodz” czy jakoś tak (George ze Świnki Pepy), „Pepa/Papa” (no, Świnka Pepa ;-), „Suzy” (też ze Świnki Pepy), „pajec” (palec), „dajej” (dalej), „film/fim” (film), „babuma/babuna” (pawian, od ang. baboon), „laś” (las), „baj baj” (bye bye, pa pa), „blu” (niebieski), „grin” (zielony), „red” (czerwony) – jakoś kolory łatwiej mu po angielsku przychodzą 😉 , „ato” (auto), „tutaj”, „piciu” (picie), „wuwu” (odkurzacz), „kasa” (kasza), „siól” (sól), „sioś” (sos), „buju buju” (kiedy się huśta ma huśtawce lub buja na piłce), „maniok/magniok” (mamut), „tojt” (tort), „duzy/duzo” (duży/dużo, przestał używać dudu, które do tej pory miało to samo znaczenie) „do doma” (do/w domu), „tatsi” (taxi), „macha/macham” (no, machanie 😀 ), „dino/dido” (dinozaur), „noś” (nos), „a kuku”, „pupa” (pupa), „mech” (mech), „kuki” (ciastko, od ang. cookie), rys (ryż), „buzia” (burza, wichura), „zazu” (muzeum), „paja” (para), „siak/ssiak” (ssak), „alf/alfel (Wieża Eiffla). A nie mówiłam, że sporo tego? 😀
W ostatnim czasie nie mam ani serca, ani cierpliwości do seriali… Mam kilka zaczętych, ale… nie chce mi się ich kończyć 😀 Stąd ostatnio brak serialowego skrótowca (tylko 3 do opisania mam, jakoś tak mało 😉 ). Za to bardziej mnie ciągnie do filmów: i do klasyki (obejrzałam Spartacusa z 1960, choć bardziej pasuje określenie wymęczyłam, bo się film bardzo zestarzał) i kinowych hitów (przypomniałam sobie trylogię Ocean’s… i Gwiezdny pył), i do kina typu guilty pleasure (np. Pacific Rim 2). Nie wszystko moje nerwy były w stanie wytrzymać – polegałam przy Men in Black 4, po pól godzinie. Nie, nie i jeszcze raz nie 😀 Dużo też czytam wieczorami. Zaczęłam Dublin Rutherforda, ale ponieważ skusiłam się na przetestowanie oferty Empik Premium i chwilowo Dublin poszedł w odstawkę 😉 Skończyłam dobrze się czytające Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej Katarzyny Czajki-Kominiarczuk (czyli Zwierza Popkulturalnego) oraz książkę, która marketingowo atakowała mnie ze wszystkich stron: Kółko się pani urwało Jacka Galińskiego, na kolejne tomy przygód pani Zofii Wilkońskiej chyba się jednak nie skuszę…
A jak Wam minął marzec?
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂