Choć październik już w pełni, drzewa za oknami nadal zaskakująco zielone 🙂 Przynajmniej w Łodzi 😉 A ja spoglądając od czasu do czasu w okno, siedzę na blogu i piszę o tym, jaki był dla nas wrzesień i co w minionym miesiącu porabialiśmy 🙂 A trochę tego nawet było.
We wrześniu 2020 opublikowałam 9 wpisów, z których najchętniej czytaliście:
- Każdy Lord jeździć czymś musi, czyli wózki Dżordża
- W podróży z maluchem #6 Gdańsk gastronomicznie
- W podróży z maluchem #5 Trójmiasto
- Co czytamy #43 Różności w bibliotece Dżordża 5
- Co czytamy # 42 Nowości w bibliotece Dżordża
Żeby nieco ożywić comiesięczną prezentację statystyk, w tym miesiącu nie będzie zestawienia 5 najpopularniejszych wpisów minionego miesiąca 😉 Poniżej mam dla Was natomiast zestawienie 5 najchętniej czytanych wpisów z kategorii Czym się bawimy:
- Czym się bawimy #9 Przegląd zabawek dla niemowlaka do 12 miesiąca
- Czym się bawimy #6 Kostka edukacyjna Play Tive 5w1
- Czym się bawimy #4 Nie tylko misie, czyli trzy najfajniejsze pluszaki na dobranoc 🙂
- Czym się bawimy #7 Kostka edukacyjna centrum rozrywki Smily Play
- Czym się bawimy # 3 Edukacyjna Hula-Kula
Młody nieco urósł – jego miarka wzrostu wykazała we wrześniu 96 cm 😉 I bez mierzenia wiedzieliśmy jednak, że trochę centymetrów mu przybyło, bo zakładanie Pierworodnemu spodni, kiedy siedzi nam na kolanach stało się nagle w zasadzie niewykonalne 😉 Nogi stały się zwyczajnie za długie. Pocieszające, że cały sezon letni przechodził w jednym rozmiarze buta. Przyrosty stopy ewidentnie wyhamowały. I dobrze, bo w ubiegłoroczne wakacje zaliczyliśmy aż 3 pary sandałek 😀
We wrześniu Matka powiedziała dość włosom do połowy pleców i nastąpiła pewna zmiana w image’u 😉 Uwielbiam mieć długie włosy, choć od czasu ciąży co jakiś czas systematycznie je skracałam. I tak z długości do pasa osiągały maksymalną długością do płowy pleców właśnie. Ale po pierwsze, trochę mi się już znudziły 😉 A po drugie, jest z włosami takiej długości, kurczę, jednak trochę pracy. Trochę dużo. I zajmuje to sporo czasu, którego mi ostatnio nieco brakuje 😉 Nadeszła zatem pora na bardziej drastyczne cięcie. Żegnajcie warkocze… Przynajmniej na jakiś czas 😉
Tradycyjnie Młody odwiedził zoo i salę zabaw (w której poczyna sobie coraz śmielej, a jego umiejętność wspinana się podczas każdej kolejnej wizyty osiąga nowy, wyższy poziom 😉 ). Zawitaliśmy też do restauracji Lavash, która chyba coraz bardziej przypada Młodemu do gustu, bo jest tam w stanie pochłonąć naprawdę imponujące, nawet na niego, ilości jedzenia oraz do IKEI, z której Młody wyszedł bogatszy o nowe zabawki, ale o tym za chwilę 😉 Razem z tatą Pierworodny wybrał się też do palmiarni. Po dwudziestu minutach, kiedy zobaczył już żółwie, ryby, papaje i cytryny (dwukrotnie) i kilka razy sprawdził, czy kaktusy naprawdę kują, wypowiedział magiczne słowa „Nudzi mi się, wracamy do domu”. A ponieważ celem wypadu było danie mi maksymalnie dużo czasu na przygotowanie we względnym spokoju niedzielnego obiadu, w akcie desperacji tata zabrał Młodego do palmiarnianej kawiarni. Tam nasz bohater wypatrzył ciasto o wdzięcznej nazwie kopiec kreta, a że prawdziwe kopce są obiektem jego fascynacji od tegorocznych wakacji, jakże mógłby wybrać coś innego 😀 Puścić chłopaków samych gdziekolwiek 😉 Uwierzycie, że po powrocie Pierworodny był głody? 😀
Uczestniczyliśmy też w naszej kolejnej anglojęzycznej playdate organizowanej przez zaprzyjaźnioną Kidpeek books – angielskie książeczki dla dzieci . Ale przede wszystkim – byliśmy z Młodym w teatrze 🙂
Chcieliśmy spróbować czegoś nowego i wyjście do teatru wydało się świetnym pomysłem, no bo coś z dzieckiem robić trzeba, a umówmy się – zbyt wielu atrakcji dla 2,5-latka innych niż sala zabaw to w Łodzi niestety nie ma. A naprawdę szukałam. Jeśli o jakichś wiecie, dajcie znać. W każdym razie, nie bez pewnych obaw, uznaliśmy, że warto spróbować 🙂 Zdecydowaliśmy się pójść do Arlekina na spektakl Szary chłopiec. Przedstawienie dedykowane jest dzieciom od lat dwóch, ale zastanawialiśmy się, jak Młody zareaguje na zgaszenie świateł i czy wytrwa przez ok. 60 minut, bo tyle trwa spektakl. Na miejscu okazało się, że doszła jeszcze jedna trudność – chyba ze względu na COVID nawet takie maluchy muszą siedzieć w normalnych fotelach, a nie na podłodze na matach, czy Młody da radę tyle wysiedzieć w jednym miejscu?
Wyjście okazało się prawdziwym sukcesem 🙂 Dżordż bardzo się wciągnął w opowieść, choć na początku nieco się niecierpliwił, kiedy pojawią się kukiełki 😀 Nie bardzo był skory do aktywnego uczestnictwa – chyba się nieco wstydził 😉 W ogóle nie zwrócił uwagi na ciemność i bez problemu wytrwał do końca, a nawet wydawał się rozczarowany, gdy przedstawienie się skończyło 😀 Zapytany, stwierdził, że mu się podobało i chętnie wróci do teatru 🙂 Nie pozostaje zatem nic innego, tylko polecić Wam podobne wyjście 😉
Dodam tylko, że dla nas ogromną zaletą była godzina spektaklu – zaczynał się o 16.00. Dla nas to pora idealna, bo Młody jest już po drzemce. Niestety, weekendowe spektakle, w tym te dla maluchów, wystawiane są również o 12.00. Ta godzina w żaden sposób nam nie pasuje ze względu na drzemkę – Młody albo jest w jej trakcie, albo tuż przed. To też pora leżakowania w żłobku, w przedszkolach chyba jest podobnie, nie wiem więc, czy to godzina najszczęśliwsza. Może jednak jestem w błędzie 😉
Jak być może pamiętacie, wśród planów na wrzesień był powrót Młodego do żłobka. I rzeczywiście od początku miesiąca zaczął do niego uczęszczać. Najtrudniejszy był oczywiście pierwszy dzień, ale potem zaskoczyło i był zadowolony. Zaryzykuję stwierdzenie, że nawet bardzo 🙂 Byliśmy przekonani, że nowy, zaostrzony reżim sanitarny zaowocuje jeśli nie brakiem, to chociaż mniejszą liczbą infekcji. Niestety, półtora tygodnia i Młody dorobił się kataru. Pierwszy raz od pół roku… Mimo wakacji nad morzem, wizyt w centrach handlowych, w salach zabaw i na basenach… Po tygodniu siedzenia w domu wrócił do żłobka, ale niestety początkowy entuzjazm do tejże instytucji już mu nie wrócił. Wrócił za to, ponoć, po 3 dniach katar. Piszę ponoć, bo choć żłobkowa ciocia twierdziła, że Młody kichał i gile miał co najmniej do pasa, to niestety (a raczej na szczęście) w domu nos miał suchy przez kolejne 4 dni… Jednak do żłobka nie mógł wrócić bez zaświadczenia lekarskiego. Którego nie dostał, bo nabawił się infekcji napletka. Raczej nie zakaźnej, ale „wie pani, no zdrowy nie jest”. Finalnie więc zdecydowaliśmy się Dżordża ze żłobka… wypisać. Po pierwsze, dlatego, że mamy alternatywę. Po drugie, dlatego, że choć głęboko wierzę w sens tej instytucji, to jednak stres permanentnej adaptacji (2 tygodnie w domu, 3 dni w żłobku i tak w koło) na tym etapie rozwoju wydaje mi się jednak zbyt duży. I po trzecie, wydawanie 500 złotych miesięcznie za max dwa tygodnie faktycznego korzystania z usługi to dla mnie jednak nieco za dużo.
Kto wie, może kiedyś rozwinę myśl, dlaczego zdecydowałam się posłać Młodego do żłobka, czemu generalnie uważam, że warto i dlaczego w takim razie dałam sobie spokój 😉
Z radością odnotowujemy pewne postępy w nocnikowaniu. Zapewne jest w tym zasługa nowego nocnika, który kupiliśmy w IKEI. Jest większy niż nasz dotychczasowy egzemplarz i ma lepsze oparcie dla pleców, Młodemu jest więc zwyczajnie wygodniej i chętniej na nocniku siada. A komfort nocnikowy ma przecież ogromne znaczenie 😉 Być może wkrótce powrócimy do prób z majtkami treningowymi.
W kwestii rozwoju mowy: nadal czerpie ogromną radość z rozmowy. Uwielbia być aktywnym uczestnikiem konwersacji, nadal denerwuje go, gdy jest pomijany i dorośli chcą o czymś porozmawiać bez jego udziału. Prawie wszystkim napotykanym podczas spacerów osobom (dorosłym) mówi cześć lub dzień dobry 🙂 Na szczęście zazwyczaj spotyka się to z uśmiechem i życzliwą odpowiedzią. Jeśli ktoś z jakiegoś powodu go zignoruje, potrafi się trochę zasmucić. Lubi też mówić o pluszakach lub dzieciach zwierząt „ale słodziutkie”. Nadal zadaje ulubione pytanie każdego rodzica, czyli „dlaczego?” 😀 Teksty miesiąca:
- „Julek ma aftę w bucie”,
- „- Gdzie dziadzia? – W drugim pokoju. – Co on kombinuje?”,
- Młody przyniósł pudding czekoladowy. Ma to niby być jedzenie dla jego figurek 🙂 Ale zaraz koncepcja się zmienia 🙂 „-Tata, otwórz plezent, zobac, co jest w ślodku. – To prezent dla mnie? Dziękuję. A kto go zje? – Julek.”
W palmiarni… … najfajniejsze są…
W tym miesiącu Młody miał swojej spożywcze miłości (oprócz ukochanych kakao i czekolady, które dla niego są w zasadzie jednym i tym samym) – smoothisy, mandarynki (których wcześniej nie tykał) i absolutna nowość, której nigdy wcześniej nie próbował – ogórki konserwowe 😉 Pokochał te ostatnie miłością absolutną, ku naszemu ogromnemu zdziwieniu. Zresztą ogórki to w ogóle jest u nas hit. W tym miesiącu okazało się, że w zasadzie pod każdą postacią, bo małosolne też bardzo polubił. A kiszone znał już wcześniej 😀
Młody jest już bardzo samodzielny w jedzeniu, świetnie już posługuje się widelcem. Nadszedł już chyba najwyższy czas na wprowadzenie noża. Brudzi się w zasadzie w stopniu znikomym, zazwyczaj wtedy, gdy się zdekoncentruje albo zaczyna wygłupiać. Picie z otwartego kubka przestało być już zupełnie problemem – do niedawna jeszcze dość często się przy tym krztusił, teraz już nie ma tego problemu.
W minionym miesiącu Młody powrócił do kolorowanek wodnych, które przez jakiś czas nie były używane. Chętnie bawił się poduszkami z tuszem (robił odciski palców) i pieczątkami, czasami używał świecówek, ale zdecydowanie chętniej rysuje miękkimi kredkami dla dzieci 3+ niż tymi dedykowanymi dla maluchów. Nadal bawi się swoimi zestawami jedzeniowymi, wciąż króluje zabawa w urządzanie pikniku 🙂
Korzystaliśmy też z dość ciepłej pogody i mimo infekcji, często Młody bawił się na świeżym powietrzu – w osiedlowej piaskownicy połączonej z placem zabaw, gdzie nie brakuje zabawek 😉
Często trzeba było przypominać, że zabawki te są wspólne, a nie Młodego. Szczególnie ciężko zniósł rozstanie z monster truckiem…
Bardzo chętnie bawił się swoimi figurkami i zestawem mebelków. Pewnie skończy się na zakupie domku, który będzie mógł urządzać 😉 Na topie były też resoraki wraz z garażem, mniejszym zainteresowaniem natomiast cieszyły się duże samochody. Istne szaleństwo wywoływała zabawa bibułą 😀
Pierworodny chętnie odgrywa scenki 🙂 Używa do tego starego telefonu komórkowego, który teraz jest już „jego” telefonem i dzwoni np. do strażaka Sama. Wita się z nim, informuje o pożarze, żegna się itp. 🙂 Do scenek wykorzystuje też swoje gumowe dinozaury, które w tym przypadku są wielogatunkową rodziną – tata T-Rex, mama stegozaur i mały triceratops 😉
Wspomniałam już wcześniej o nowych zabawkach z IKEI. Otóż Młody wypatrzył od razu nową kolekcję dinozaurową 😉 A że dinozaury są u nas na topie, ze sklepu wyszliśmy z dużym pluszowym brontozaurem oraz drewnianym zestawem z 6 figurkami dinków wraz z makietą do złożenia 😉
Dżordż wykazywał spore zainteresowanie ugniataniem ciastoliny i lepieniem z niej pierogów oraz układaniem puzzli i grami planszowymi. Pluszaki, basen z kulkami oraz zabawkowy pająk to kolejne hity miesiąca 😉
Życzliwszym okiem spojrzał we wrześniu na kolejkę, z łask natomiast totalnie wypadły wszelkie klocki. Młody absolutnie stracił nimi zainteresowanie.
W swoich zabawach osiągnął mistrzostwo w robieniu bałaganu, ale generalnie pomaga potem w sprzątaniu. Widać siła argumentu, polegającego na stwierdzeniu, co z zabawkami zrobi mama, jak to ona będzie musiała je sprzątnąć, przemówiła dość skutecznie 😉 Ale serio mówiąc, udało się chyba zaszczepić w nim jakieś poczucie ładu, ponieważ często zaczyna sprzątać sam z siebie. Pamięta, że przed wyciągnięciem jakiegoś większego zestawu trzeba uporządkować np. pluszaki albo, że trzeba posprzątać przed wyjściem na spacer. Oby nie minęło mu to z wiekiem 😉
Bardzo dużo w tym miesiącu czytaliśmy i to bardzo różnych pozycji, choć niemal jak zawsze były ulubione pozycje miesiąca. Ale generalnie repertuar był bardzo zróżnicowany. Najchętniej czytane w minionym miesiącu były: książki dźwiękowe, Mały miś się złości, Mały miś idzie do przedszkola, Jadzia Pętelka nie odda łopatki, Strachy, Usborne 1000 things to eat, Polska. Portret przyrody oraz Kubuś i Przyjaciele. Nowa kolekcja bajek.
Za pomocą tej ostatniej chciałam wprowadzić Młodego w świat Kubusia Puchatka i z radością muszę stwierdzić, że się to udało 🙂 Książka, że tak powiem, zaskoczyła od razu 😉 A nawet stała się hitem miesiąca, czytana od momentu zakupu niemal codziennie. A choć nie są to opowiadania krótkie, Młody jest w stanie wysłuchać ich spokojnie do końca, czym bardzo mnie zaskoczył 🙂 Do tego, oprócz tradycyjnej ciemności, Pierworodny aktualnie boi się (podobno) hefalumpów, wuzli i Bendezara 😀
Nasz wieczorny rytuał czytania przed snem w tym miesiącu nabrał nowego wymiaru – przede wszystkim to nie ja proponuję książki. Pierworodny wybiera je sam i to bardzo starannie i świadomie. Uważnie przygląda się półkom z książka, szuka, wyciąga poszczególne książki, jeśli po grzbiecie nie jest w stanie ich rozpoznać. Jeśli nie o daną pozycję mu chodziło, chowa ją z tekstem „Nie, ta nie” i szuka dalej, aż wreszcie wybierze 3-4 książki. No właśnie – po drugie, seans czytelniczy zdecydowanie się wydłużył. Z góra dwóch krótkich książek zrobiły się 3 lub 4, albo jedno długie opowiadanie, jak w przypadku opisanego wyżej Kubusia 🙂 Fajnie 😉
We wrześniu rozpoczęłam nowe sezony Criminal UK i The Boys. Obejrzałam serial Des i Enolę Holmes, o czym Ci z Was, którzy czytali ostatniego skrótowca już wiedzą 😉 Nadal natomiast „męczę” Perry’ego Masona. Niby serial ma wszystko, co lubię, a jakoś nie jestem w stanie go skończyć… Co do książek, kontynuowałam lekturę rozpoczętych jeszcze w sierpniu Jedwabnych Szlaków… Petera Frankopana i Wojennej korony Elżbiety Cherezińskiej. Cóż, tutaj również końca nie widać 😀
Plany na październik? O dziwo, tym razem mam ich całkiem sporo. Chcielibyśmy znów spróbować z teatrem dla dzieci, jeśli znajdzie się coś dla naszej grupy wiekowej i o odpowiedniej, pozadrzemkowej godzinie. Jeśli zdrowie pozwoli, to chętnie zabierzemy Młodego na basen 🙂 Jest to absolutny pewniak 😀 Dżordżowi bardzo brakuje wodnych szaleństw, zwłaszcza zjeżdżalni 😀 Piasku i plaż też 😉 Jakoś ciężko przychodzi mu zrozumienie, że to już trochę na to za zimno 😉 Skoro wieczorne czytanie stało się już u nas obowiązkowym punktem wieczoru, postanowiłam również spróbować wprowadzić nową tradycję – wspólne gotowanie z Młodym. Chcę go zaangażować w działalność kuchenną, jest już na tyle sprawny manualnie i kumaty, że chętnie zaryzykuję w miarę częste kuchenne rodzinne sesje 😉 Oby tylko tatuś nie dostał białej gorączki od bałaganu 😀 Ostatnim punktem na mojej liście jest rozpoczęcie lektury zakupionej we wrześniu Sagi o wiedźminie 😉 Koniecznie 🙂
Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂