Podsumowanie kwietnia 2021, nie tylko na blogu

Mimo pandemicznych ograniczeń kwiecień okazał się dla nas miesiącem wyjątkowo aktywnym. Dla mnie był to miesiąc wymyślania nowych kreatywnych zabaw, dla Młodego miesiąc brudzenia się na potęgę i szukania skarbów, a dla Pana Męża – miesiąc stanu przedzawałowego, spowodowanego potężnym bałaganem oczywiście 😀

W kwietniu 2021 opublikowałam 7 wpisów, z których cztery najchętniej czytane to:

Zestawienie 10 najchętniej czytanych ubiegłorocznych wpisów z kategorii Co czytamy przedstawia się następująco:

Muzea zamknięte, teatry zamknięte, galerie handlowe zamknięte, sale zabaw nadal zamknięte, co zatem z dzieckiem porabiać? Przede wszystkim korzystaliśmy z absolutnie każdego przebłysku lepszej pogody, nie tak znowu częstych w kwietniu i przy okazji realizowaliśmy nasze plany. Ale po kolei. Przede wszystkim robiliśmy pisanki, czego Młody nie mógł się doczekać 😀 Kilka razy dziennie przez około tydzień pytał kiedy w końcu będziemy robić pisanki. No i w Wielką Sobotę się wreszcie doczekał 😉 Bardzo mu się podobało i był z nich bardzo dumny, miał czym obdarowywać członków rodziny w trakcie Świąt. Była też zabawa w szukanie czekoladowych jajek w poranek wielkanocny, którą Młody podpatrzył wcześniej w kilku kreskówkach i książkach, no i oczywiście zamarzyło mu się przeniesienie tej zabawy na nasz domowy grunt 🙂 Uznaliśmy, że w sumie to czemu nie. Trzeba się było mocno wysilić i wykazać pomysłowością, gdzie tu pochować jajka na 54 m2 tak, by dzieciak zbyt szybko ich nie znalazł i miał z tych swoich poszukiwań naprawdę dużo frajdy. No i by nie widział gdzie są chowane 😉 Ostatnie zostały więc schowane dopiero, kiedy poszedł spać. Wyszło świetnie, było mnóstwo radości z każdego znalezionego czekoladowego skarbu i dużo znakomitej zabawy. Oczywiście wszystkie jajka nie zostały zjedzone od razu 😉

Tradycyjnie piekliśmy też ciasto, tym razem wybór padł na babkę wielkanocną. Co tu się oszukiwać, była pyszna 😉

Skoro już o kulinariach mowa, Pierworodny zapragnął znów zrobić sałatkę. Zdziwiło go co prawda, czemu nie ma tym razem sałaty (no jak tak można sałatkę bez sałaty robić), ale ostatecznie zaakceptował dobór składników 😉 W końcu przynajmniej były winogrona 😀

Z aktywności „zewnętrznych”, po pierwsze, rower powoli zdaje się powracać do łask 🙂 Na razie trochę nieśmiało, ale Młody daje się powoli do niego przekonać. Chyba swoje zrobił widok chłopca mniej więcej w tym samym wieku, który w parku śmigał jak błyskawica 😉 Co być może mojemu weszło nieco na ambicję 😉 Tak więc ta część planów na kwiecień została zrealizowana. Za to jest bardzo nieśmiały i zachowawczy jeśli chodzi o hulajnogę (trójkołową), ale spokojnie czekam. Widzę też, że pod względem różnych tego typu „nowości” bardzo przypomina mnie z dzieciństwa – każda próba pomocy, instruktażu, pokazania jak coś robić kończy się tym, że Młody już danej rzeczy (przynajmniej chwilowo) nie chce. I już, za nic nie da się w danym momencie, uparciuch jeden, przekonać do zmiany zdania 😀 Wykapana mamusia 😀

Chętnie grał też w piłkę – jakiś wariant pośredni między piłką nożną, a ręczną 😉

Kolejnym postanowieniem na kwiecień była wizyta w Zoo. Dawno już tam nie byliśmy, a otwarto niedawno wyremontowane wiwarium. No więc w kwietniu byśmy chyba trzy razy, Młody był zachwycony, przede wszystkim wiwarium właśnie 😀 Największe zainteresowanie wzbudziły ptaszniki (Młody wyraził chęć posiadania własnego pająka, po części pod wpływem Zoo, po części jednego z odcinków Szlama Sama; bez komentarza…), żaby (to już tradycja), skorpion, liściec, no i oczywiście śpieszek jaskiniowy (pytanie mojego syna po usłyszeniu nazwy – ciekawe, gdzie się tak śpieszy). No i oczywiście mini zoo – pragnienie nakarmienia kózek zostało zaspokojone 🙂

Co prawda z wyprawy do lasu wyszły nici, za to dwukrotnie odwiedziliśmy Ogród Botaniczny 🙂 Wyjścia okazały się prawdziwym hitem, zwłaszcza, że już za pierwszym razem udało nam się wypatrzeć parę dzikich zajęcy (niestety próby uwiecznienia tego podniosłego wydarzenia na zdjęciu spełzły na niczym, szaraki były za szybkie 😀 ), ale Młody bawił się w tropiciela i parę razy jeszcze podczas tego konkretnego spaceru na nie trafiliśmy.

Udało nam się natomiast nakarmić kaczki, poczęstować orzeszkami wiewiórki oraz usłyszeć, a następnie wypatrzeć żaby 😉 I ślimaki (wypatrzeć, nie usłyszeć, tak dla jasności 😀 ).

Największą atrakcją botanika okazał się jednak skansen, a w nim wóz z sianem, na który mój syn szybko się wspiął i dokazywał w rzeczonym sianie 😀 To chyba znak, że za jakiś czas muszę poważnie rozważyć agroturystykę 😉

Idąc za ciosem udaliśmy się również do Palmiarni. Tu oprócz podziwiania kwiatów, owocujących cytrusów oraz kaktusów…

…największym zainteresowaniem cieszyło się obserwowanie żółwi oraz karmienie rybek 🙂

Z planów na kwiecień wypalił wypad na duży plac zabaw. Młody mógł się wyszaleć w Zoo (to tak przy okazji)…

…ale przede wszystkim w łódzkim lunaparku w Parku na Zdrowiu. Gdzie oddawał się szaleństwom na zjeżdżalniach, buszował po konstrukcjach do wspinania, skakał na trampolinie i generalnie robił wiele, by się zmęczyć. Choć pewnie i to za mało. Ludzi tłumy, a kolejki do wynosów na godzinę stania, więc darowaliśmy sonie gofry. Szkoda czasu, ale widać naród spragniony.

Kolejnym zrealizowanym przynajmniej w część (planowane jest bowiem powiększenie 😉 ) planem było stworzenie z Młodym i dla Młodego balkonowego ogródka. Udało się, zasialiśmy rzodkiewki, sałatę, marchewki, bazylię oraz kwiatki. I nawet nam już coś wyrosło, przede wszystkim rzodkiewka, choć niska temperatura póki co ciut wegetacji nie sprzyjała. Duma małego ogrodnika rozpiera i codziennie dogląda jak jego roślinki rosną 😀 Choć za bardzo nie daję mu ich podlewać, bo obawiam się, że roślinki stałyby się krewnymi wodorostów albo innej wodnej trawy 😉 Cóż, muszę kupić mniejszą konewkę 😀

Pisałam miesiąc temu o braku sukcesów w kwestii nocnika i braku jakiś większych oczekiwań w tej kwestii. No i nas Młody w kwietniu zaskoczył 😀 Postanowiliśmy powrócić do zakładania majteczek (m.in. treningowych), żeby zobaczyć, czy będzie odczuwał jakiś dyskomfort przy zsiusianiu się. Przy ostatniej próbie (bodajże w grudniu) mokre majty nie stanowiły najmniejszego problemu. Dzień pierwszy – trzy pary majtek i spodni, zero reakcji. Dzień drugi – pierwsze zasiusiane majtki spowodowały istny atak histerii. Dzień trzeci – postanowiliśmy trochę odpuścić, zakładaliśmy tylko pieluchy, ale zaczął pytać, czy ma pieluchę, czy majteczki. I tak przez kolejne dwa dni. Dzień piąty – zaczął robić siusiu do pisuaru. I tak już zostało. Czasami nawet siada na toalecie, bo nocnik absolutnie odpada. Przestał siusiać do pieluchy nawet w nocy 😀 Jednak nadal je zakładamy, ponieważ czekamy na sukcesy w tej „drugiej” materii. Majtki nosi, kiedy już wiemy, że kupka za nami.

W marcu podjęłam próby odstawienia Młodego od karmień przy drzemce. Początkowo było nieźle, trochę popłakiwał i wyrażał niezadowolenie, ale w końcu się przytulał i zasypiał. I było tak miło z dwa tygodnie. W kwietniu, cóż skończyły się drzemki. Mimo padania na pyszczek odmawiał spania, uparł się i za nic nie ustąpił. Bywały też lepsze dni kiedy chyba faktycznie tych drzemek nie potrzebował i bardzo sprawnie udawało mu się bez spania dotrwać do końca dnia. Przy czym z dziadkami spał bez zmian, po 2-3 godziny… Teraz wprowadziliśmy system hybrydowy – kiedy gdzieś wychodzimy, pomijamy drzemkę. Kiedy sami potrzebujemy odpoczynku w ciągu dnia, dostaje pierś i śpi. W sumie jest to nawet na plus, w końcu w przedszkolu raczej spać nie będzie, brak drzemek przyda się też podczas wakacyjnego wyjazdu. Wtedy lepiej, żeby poszedł lulu trochę wcześniej 😉

Coraz częściej zaskakuje nas też jakimiś zabawnymi zwrotami. Tekstowe hity miesiąca kwietnia: „nigdy nie widziałem seruma” (o moim serum do twarzy), „będziemy spać jak suseły”, „jestem zwinięty jak ser w naleśniku”. Bawi się w opowiadanie, co widzieliśmy w zoo lub ewentualnie w ogrodzie botanicznym. Opowiada nam o tym prawie codziennie.

Jedną z ukochanych aktywności w kwietniu, podobnie jak miesiąc wcześniej, był taniec. Repertuar pozostał niezmieniony 🙂 Niezwykłą radochę czerpał również z wąchania – ziół, przypraw, kremów, balsamów i innych kosmetyków, perfum… Zwłaszcza przy okazji mycia zębów, najpierw musiał się odbyć obowiązkowy rytuał niuchania 😀 Taka nam się narodziła świecka tradycja. Hitem były też bańki mydlane.

Jak zawsze na topie była zabawa w kuchni oraz pojazdami, tym razem królowały wyścigi resoraków, ponadto Wader Play House Farma, domek dla lalek z Ikei, warsztat Bosch, figurki dinozaurów (w tym T-Rex z Play-Doh), jaszczur strzelający kulkami kupiony za grosze w Biedronce (niesamowity hit 😀 ) oraz basen z kulkami.

Często budowaliśmy też bazę ze stołków, koców i poduszek, w której potem przesiadywaliśmy z Młodym (to znaczy on w całości, ja najwyżej w porywach do pasa 😀 ), zapaliliśmy lampkę nocną i opowiadaliśmy sobie różne historie, względnie znosił zabawki w takich ilościach, że nawet sam nie był już w stanie wejść do środka. O ile wcześnie baza nie uległa zniszczeniu w wyniku nadmiernego ruchu 😀

Poza tym dużo było u nas zabaw sensoryczno – brudzących. W poszukiwaniu inspiracji zakupiłam karty Sensoryka dla smyka, które są naprawdę kopalnią świetnych, aczkolwiek niekiedy dość brudzących pomysłów 😉

Wykorzystaliśmy póki co w sensie dosłownym jedną zabawę, którą Młody bawił się przez 3 dni. Była to mieszaka mąki ziemniaczanej z wodą, w takich proporcjach, by krochmal był bardzo gęsty.

W środku były zatopione różne rzeczy, małe zabawki, które mój mały poszukiwacz namiętnie wykopywał, apotem chował je z powrotem i zabawa zaczynała się od początku.

Pierwszego dnia bawił się w kuchni, drugiego przeniosłam go do kabiny prysznicowej, bo zwyczajnie łatwiej było wszystko wyczyścić.

Karty były tez inspiracją do poniższej aktywności. Czyli grzebania w galaretce agrestowej i odkopywania skarbów. Wszystko było wcześniej dokładnie umyte, wiec nawet jak zjadł trochę galaretki, byłam spokojna 😉 A podjadał namiętnie 😀

Oprócz tego były zgadywanki jedzeniowo – smakowe, grzebanie w kaszy oraz piaskownica z piasku kinetycznego, o którą mocno się dopominał.

Prócz tego bawiliśmy się w detektywów, a koncepcja rysowania tropów i śladów kredkami do malowania twarzy skończyła się tak:

Paradoksalnie czyszczenie podłogi trwało kilka minut. Ale rąk i stóp – ponad pół godziny szorowania. Dosłownie. W końcu konieczna była gąbka do naczyń, a i tak miał niebieskawe dłonie i stopy do czasu, aż się wymoczył w kąpieli 😀

Czytaliśmy w minionym miesiącu bardzo dużo, a do najczęściej wybieranych należały książki o przygodach Psiego Patrolu, Reksio. Wielka księga przygód, Przygody w Dolinie Muminków, Pucio w mieście, Rok w przedszkolu, O duchu, który się bał, Opowiedz coś strasznego, Albercie, Gdzie jest słoń?, Nasze Miasteczko, W Robaczkowie. Wielki pożar łąki.

W kwietniu ponownie sporo obejrzałam, po części z powodu maratonu przedoscarowego 🙂 Udało mi się obejrzeć Białego Tygrysa i Judas and the Black Messayah (KLIK), a także filmy, które zrecenzowałam w dwóch ostatnich skrótowcach (KLIK i KLIK). Kontynuowałam oglądanie Lovesick. Ponadto skończyliśmy z Panem Mężem The Falcon & the Winter Soldier, a pod wpływem seansu Na rauszu przypomnieliśmy sobie Madsa Mikkelsena w roli Le Chiffre’a z Casino Royal, co z kolei skutkowało obejrzeniem Quantum of Solace 😀

Co do książek, kontynuowałam lekturę Historii mody. Od krynoliny do mini Irmy Koziny. Kiedy stwierdziłam, że chyba czas już nieco od niej odpocząć, pochłonęłam Demona i mroczną toń Stuarta Turtona. Całkiem fajne i bardzo wciągające.

Plany na maj: wyprawa do lasu, wyjście do muzeum, kawa w ogródku, nauka jazdy na wrotkach oraz poszerzenie balkonowego ogródka 😉

A jak Wam minął kwiecień?

Jeśli podobał ci się ten wpis skomentuj go, zalajkuj na fanpejdżu, udostępnij dalej lub polub mnie na FB 🙂 Dziękuję, poczuję się doceniona 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *